środa, 6 marca 2013

Rozdział 10

Tak jak przypuszczałam. Bracia wrócili do domu. Nastała kompletna cisza. Nie wiedziałam co mam robić. Czułam się jak mysz w szklanej pułapce. A Kasumi i Setsuna nie pomagali mi w tym ani o jotę, lecz przeciwnie, jeszcze bardziej mnie denerwowali. Ale na to by ich uspokoić siły już praktycznie nie miałam.

Ręce opadły mi już z bez silności. Takiej pary idiotów, to w życiu nie widziałam. Nie mogłam zrozumieć ich zachowania. Zachowywali się tak, jakby nic ich nie obchodziło. Zupełnie jakbym wyparowała co najmniej.

Tylko wzięłam się pod boki i patrzyłam tępym wzrokiem jak obaj się kłócą zajadle. Byłam tak wyprana z emocji, że patrzyłam na nich jakbym ich nie widziała. Albo byli co najmniej przezroczyści.

Kasumi: To twoja wina! Ty zakichany lalusiu!

Wkurzony już na maksa.

Setsuna: Uważasz, że to moja wina za całą obecną sytuację?

Zrobił się czerwony ze złości, a włosy chodziły niczym małe świdry XD

Kasumi: A żebyś wiedział! Najlepiej będzie jak znikniesz z mojego i Katie widzenia!

Gotowy do bitwy.

Setsuna: W twoich durnych snach!

I tym razem doszło do rękoczynów, bo widać słowna potyczka im nie starczyła.

Jak na razie było mi to obojętne. Do czasu, kiedy nagle usłyszałam, że coś się tłucze. A kiedy się odwróciłam, zobaczyłam, że mój ulubiony wazon na kwiaty poszedł w drobny mak, to dostałam ataku furii.

Zaczęłam głośno oddychać, i złapałam się najbliższej szafki. Kas i Setsu zamarli w połowie walki. Dopiero teraz zorientowali się co zrobili. Próbowałam się uspokoić, ale nie mogłam. To był mój ulubiony wazon. Jak oni śmieli!

Ale niestety nie udało mi się opanować. Tego już było zupełnie za dużo. Miarka się przelała. I to było w stu procentach pewne.

Ja: COŚCIE DO CHOLERY ZROBILI! MÓJ UKOCHANY WAZON! TERAZ TO SIĘ WAM SKURWIELE DOSTANIE! JEŚLI MYŚLICIE, ŻE UJDZIE WAM TO NA SUCHO, TO SIĘ MYLICIE!

Wrzasnęłam pełna furii. Zaciskając pięść, i sięgając po parasolkę, która w moich łapkach zmieniła się w miecz. Do tego miałam taki wyraz twarzy, że lepiej było wziąć nogi za pas. Wzrok bazyliszka, to był zaledwie mały pikuś, przy mojej rządzie krwi.

Ruszyłam na nich niczym rozwścieczony nosorożec, ziejąc po drodze ogniem, niczym smok. Kasumi i Setsuna spojrzeli się na siebie i piskiem.

Kas & Setsu: CHODU!

I obaj z impetem ruszyli do wyjścia. Bo co innego mieli zrobić? To było jedyne rozwiązanie, na ten koszmarny moment. Z trzaskiem otworzyli drzwi do garderoby, i wypadli na korytarz.

A ja zaraz tuż za nimi. A jakby miało być inaczej. W ataku furii chciałam ich obedrzeć ze skóry i jeszcze nie wiem co jeszcze. Taka była wściekła. Wszystko inne bym im wybaczyła, tylko nie mój drogocenny wazon. Przegięli i to bardzo.

W tym czasie bliźniacy, siedzieli sobie spokojnie na dole w salonie. Na szczęście nos Matt’a, nie był złamany. Całe szczęście, bo dopiero by była jazda, gdyby tak było. Nawet nie chcieli o tym myśleć.

Keith: Całe szczęście, że jednak nie masz złamanego nosa.

Popijając herbatę siedząc na kanapie.

Matt: Masz rację, całe szczęście, nawet nie chciałbym myśleć, gdyby tak było. Obłęd.

Upijając łyk herbaty, siedząc na fotelu, nie opodal brata.

Wówczas usłyszeli okropny łomot, jakby się coś stłukło. A zaraz potem krzyk Katuś, wrzeszczącą, że zaraz kogoś pozabija, za coś, ale za co to nie usłyszeli dokładnie. I nim chcieli odstawić swoje herbaty i pójść zobaczyć, co się stało usłyszeli okropny trzask otwieranych drzwi na piętrze, a za tym idzie stłumiony tupot 2 par nóg przez dywan na korytarzu.

A zaraz za nimi tupot jednej pary nóg, niczym jakby szarżował bojowy nosorożec co najmniej.

Keith & Matt: Co do licha?!

Chcieli się podnieść, ale nie zdążyli, ponieważ do pokoju wpadł Setsuna, za nim Kasumi. I mieli miny, jakby ktoś czyhał na ich życie. Z trzaskiem zamknęli drzwi od salonu. I oparli się o nie. Dysząc jakby przebiegli maraton ze dwa razy.

Setsu: Moim zdaniem te drzwi ją nie zatrzymają …

Miał przerażona minę.

Kasumi: Co ty nie powiesz! Mądralo Blond Loczkowa!

Wysyczał przez zęby.

Obaj zaparli się rękami i nogami, by tylko nie wpuścić rozwścieczonej Katuś do salonu. Ale ledwo to zrobili, usłyszeli głos Katus zza drzwi.

Ja: Jeśli myślicie, że te marne drzwi mnie zatrzymają, to się kotki mylicie!

Wtedy nastąpił okropny huk, i drzwi wyleciały z zawiasów, a Setsuna wpadł na Keith, wytrącając mu filiżankę z herbatą. Kasumi wpadł zaś na Matt’a, wylewając na niego gorącą herbatę.

Zaś ja, pięknym kopniakiem wyważyłam drzwi, które przeleciały nad bliźniakami, Setsuna i Kasumi’m. Zatrzymując się na ścianie, zwalając przy tym z niej wszystkie obrazy.

Matt: Aua! Coś ty zrobiłeś idioto!

Wkurzony na maksa.

Keith: Moja herbata, patrz gdzie lecisz!

Oburzony co nie miara.

Kasumi & Setsuna: Przepraszam, ale Katuś wstąpił duch mordercy, i chce nas zabić!

Pisnęli, zbierając się na nogi, bo już tuptałam w ich kierunku.

Ja: WY, PASKUDNE NISZCZYCIELE NIE SWOJEJ WŁASNOŚCI! JAK ŚMIALIŚCIE ZBIĆ MÓJ UKOCHANY WAZON. JAK ŚMIELIŚCIE! ZARAZ POŻAŁUJECIE TEGO CO ZROBILIŚCIE! JAK WAS SKRÓCĘ I POŁOWĘ!

Głosem, który nawet umarłego by wystraszył. A spojrzenie miałam takie, które mówiło same za siebie.

I tak zaczęłam ganiać ich po salonie, przewracając przy tym bliźniaków, którzy lekko, nie wiedzieli co tu się właściwie dzieje. I mieli prawo, bo dopiero co wrócili ze szpitala.

Do kompletu wymachiwałam mieczem, który nagle zmienił się karabin laserowy, a bo coś w ten deseń. I zaczęłam strzelać kierunku.

Ja: POWYSTRZELAM WAS JAK KACZKI I ZROBIĘ Z WAS SITO!

Wrzasnęłam, strzelając praktycznie jak snajper w ich kierunku.

Matt: Nie wiem, co tu się dzieję, ale Katuś chyba się już nie kontroluje tego co robi!

Skacząc, jakby tańczył na lodowisku co najmniej. Po ostrzałem artyleryjskim, ze strony Katuś. Bliźniacy i ta feralna dwójka, uciekali, by się gdzieś schować, bo jeśli tu zostaną, to ich powystrzela to pewne.

Odprawiając taniec świętego wita, z jazdą na lodzie, uciekając jak mogli najszybciej prze de mną. Całe szczęście, że gosposia wyszła po zakupy, bo inaczej, kiepsko to by było. Naprawdę.

Matt (uciekając, i robiąc skok do góry): Coście jej zrobili, że ja taki szał opętał?

Kasumi: Chyba stłukliśmy jej ulubiony wazon, tak sądzę …

Robiąc skok w bok przed kulą.

Keith: W mordę, Hime, na serio chce nas wszystkich zabić!

Cała czwórka pędem wpadła do piwnicy. Robiąc po drodze gwiazdę i inne ćwiczenia gimnastyczne w połączeniu choreografią dla czirliderek o.O Tylko pomijając pompony.

Matt: Coś ty powiedział?!

Będąc w nie małym szoku.

Setsuna: Powiedział, że stłukliśmy przypadkiem jej ulubiony wazon.

Przekąsem w głosie.

Kiedy barykado wywali się w piwnicy. Bo to było jak sądzili jedyne miejsce, gdzie możliwe uda im się przeżyć, do czasu, kiedy Katuś przestanie się wściekać.

Przestawiając po drodze wszystkie sprzęty, by móc się jakoś ochronić. W końcu znaleźli jakąś klapę w podłodze, której wcześniej nie widzieli, bo nie było jej na planie domu. A byli tego pewni, ale nie w stu procentach.

Keith: Szybko, nim odkryje, że tu jesteśmy!

Szepnął do reszty. Otwierając klapę w podłodze. I cała czwórka wskoczyła do środka. I Keith zamknął klapę za sobą.

Setsuna: A jeśli nas tu znajdzie! To nas ubije, jak matkę kocham!

Pisnął przerażony.

Kasumi: Zamknij, te przebrzydłą jadaczkę, bo na serio nas znajdzie, przez twoje jęki!

Sycząc mu nad uchem.

Setsuna: Ale ja się boję!

I dalej jęczał.

Kasumi: W mordę! Facet jesteś, czy kurczak!

Zatykając usta Setsunie.

Setsuna coś niewyraźnie wymamrotał, ale nic nie dało się z tego wywnioskować, bo Kasumi skutecznie go zatkał.

Kasumi: I od kiedy Katuś ma pozwolenie na broń palną?

Zdziwiony, cicho.

Matt: A o to oto nas nie pytaj, bo nie wiemy, na serio.

Keith: Prawda, o tym nie wiedzieliśmy, że potrafi posługiwać się bronią palną.

Również zdziwieni.

Niedługo po tym usłyszeli skrzypienie podłogi, i czerwone światło lasera, który namierzała ich wcześniej Katuś. Zamarli, praktycznie ani drgnąc. Twierdzili, że to trwało całe wieki. A nie kilka minut, jak sądzili.

W tym czasie, Katuś zeszła już do piwnicy. Spokojnym krokiem przemierzała ją, jakby wiedzie działa, gdzie ich szukać, ale pewna tego w cale nie była.

Ja (do siebie, cicho): Gdzie ich wcięło? Nie mogli tak po prosty wyparować. Ani tym bardziej się teleportować, wyczułabym to. Skubańce jedne, tylko ja was dopadnę …

Dalej przeszukując każdy zakamarek piwnicy. Wówczas weszłam na klapę, której nie zauważyłam, bo była niewidoczna, dla tych co nie wiedzieli o jej istnieniu. A takim byłam ja.

Nagle poczułam, że podłoga pode mną się ugina, nie wiedzieć czemu. To było naprawdę dziwne, bo przed chwilą tego uczucia nie miałam.

Ja(w myśli): Co do cholery! To przecież nie są ruchome piaski! Nie jestem na pustyni, ani w dżungli, co jest?

Ledwo o tym pomyślałam, poczułam, żę podłoga się zarywa pode mną i poczułam, że lecę.

Ja: KYAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Podłoga pode mną się zapadła z wielkim hukiem i oparach tynku i i kurzu spadłam z łomotem na coś miękkiego, ciepłego, i oddychającego.

Chwila, co ja pomyślałam? A, tak, oddychającym. ŻE CO?!

Z trwogą otworzyłam oczy, i zorientowałam się, że znokautowałam moich braci, Setsune i Kasumiego, bo wylądowałam na nich.

Teraz dopiero zorientowałam się o co chodzi.

Kasumi(dysząc): Jezu! Podłoga się zapadła, wszyscy cali?

Nie orientując się, ponieważ leżały na ich belki i innie rzeczy.

Matt: Bywało gorzej, ale jestem cały.

Próbując się wydostać.

Keith: Co ty nie powiesz?

Z sarkazmem w głosie.

Setsuna: Cieszcie się, że nie spadła na nas jedna z tych ciężkich szaf, które widzieliśmy po drodze.

Tarmosząc się z deskami od podłogi i odłamkami betonu, której teraz już nie było.

Ja: Co do diabła było?!

Na cały głos, skołowana.

Wtedy rumor pode mną ucichł.

Ja: Dziwne, byłam pewna, że coś pode mną się rusza, albo to moja wyobraźnia płata mi figla. Ale może lepiej się upewnię.

Próbując podnieść się na nogi, i zamieniając karabin powrotem w parasolkę. Złość na Kasumiego i Setsunę, zniknął. W sumie zapomniałam, że ten wazon był magiczny, i sam się naprawiał za każdym razem, gdy się go stłukło niechcący. To żeś ja głupia, że o tym zapomniałam, ale widać taka już moja natura, najpierw fiksuję, potem dopiero myślę, a nie na odwrót.

Gdy odwróciłam się, zobaczyłam kawałek tunelu, ale był zastawiony gruzem i deskami, przez które tutaj spadłam. Mój wewnętrzny sensor, podpowiedział mi, że moi bracia, i dwóch idiotów, tuż jest pode mną. Musieli się ukryć się tu przede mną, kiedy byłam w napadzie furii, a potem spadłam na nich, bo podłoga się załamała, nie wiedząc czemu.

Ja: Cholera! Tego to ja już im nie życzyłam!

I zaczęłam odgarniać gruz, by ich wydostać. Po jakiś kilku minutach udało mi się do nich dokopać.
I z uśmiechem niczym „Kot z Alicji” powiedziałam do nich.

Ja: Heyo! Nic wam nie jest kochani? Ale była jazda!

Tamtych kompletnie zatkało, widząc mój łepek w zrobionej dziurze między gruzem. I nie wiedzieli co mają powiedzieć.

Po chwili.

Ja: Chłopaki, przesuńcie się, bo chcę do was przeleźć!

Wczołgując się przez otwór, który sama zrobiłam. A kiedy myślałam, że się zaklinowałam.

Ja: Hey, proszę, bądźcie tacy mili i pomóżcie mi się wydostać, bo się chyba niczym Kubuś Puchatek w norze Królika się zaklinowałam.

Wierzgając nóżkami z tyłu. I próbując się przecisnąć.

Cała czwórka zrobiła oczy niczym talerze obiadowe na mój widok, i się dalej nie ruszyli.

Ja: No, ile mam jeszcze czekać? Spetryfikowało was czy co? Nie gniewam się za ten wazon, zapomniałam powiedzieć, że on się sam naprawia, bo jest magiczny. Więc nie ma żadnego problemu. Tylko byłam tak zła, że o tym zapomniałam. I przepraszam, że chciałam wam powystrzelać, ale możecie być pewni, że nic wam by nie było, tylko byście dostali ataku śmiechu i nic więcej.

Próbując im wytłumaczyć, by jej pomogli się wydostać.

Keith & Matt: Doprawdy? A myśleliśmy, że na serio, chcesz nas zabić.

Wkurzeni, i mieli do tego prawo, choć chwilę temu przeszli minuty grozy.

Ja: Tak, na serio, nie kłamię!

Błagalnym wzrokiem spojrzałam się na nich.

Setsuna: I obiecujesz, że nigdy więcej takich numerów nie wykręcisz?

Nadal nie wierząc.

Ja: Tak, obiecuję, już nigdy więcej takich numerów nie zrobię.

Lekko dysząc, z wysiłku.

Kasumi: Niech ci będzie.

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz