niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział 2


Przez całą drogę w ogóle się nie odzywałam, bo co miałam powiedzieć? Żalić się, że nie mogłam nic zrobić? To byłoby głupie i nawet dość dziecinne. Wiedziałam doskonale, że teraz nic już zrobić nie mogę. Teraz pozostało mi tylko być silna i pokazać, że dam sobie radę! Ale wiele rzeczy nie dawało mi spokoju. 

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wiele rzeczy w ogóle nie zauważałam i wiele z nich zupełnie nie miały sensu. Tak jak na przykład, wydawało mi się, że ktoś mnie cały czas obserwuje. I zawsze, kiedy miało się coś stać, zawsze wychodziłam z opresji cała.

To było dziwne, jak i zagadkowe. Jakby ktoś na de mną czuwał. Ale wiedziałam doskonale, że na pewno to nie był jakiś tam durny anioł stróż, tylko osoba z krwi i kości. Tego byłam w stu procentach pewna. 

Ale z drugiej strony, czemu, ktoś tyle zadawał sobie trudu by mnie chronić? To było bardzo zastanawiające. Niektóre dziwne przypadki dopiero teraz były łatwo do rozwikłania, ale wiele z nich nadal pozostawało zagadką. 

Kiedy tak rozmyślałam zdałam sobie sprawę, że już byłyśmy na miejscu, pod moim domem. Nawet nie wiedziałam kiedy dojechałyśmy na miejsce.

Michiyo: Kathreen, jesteśmy już na miejscu. Możesz już wysiąść z samochodu.
Powiedziała to spokojnym głosem, pełnym zrozumienia, ale też i tajemniczości.


Wysiadłam z samochodu, zabrałam swój plecak. Przed krótką chwile patrzyłam na swój dom.Wydawał się teraz taki smutny, i ponury. Pusty, bez życia. A przecież taki nie był. I znów poleciały mimo chodem łzy, których jak na złość nie mogłam powstrzymać. Wiedziałam, że to co się stało, nie da się naprawić. I to mnie złościło najbardziej. Złościło bo byłam bezradna, i nie mogłam nic zrobić, by stało się inaczej...

Cały świat runął mi w jednej sekundzie. Moje marzenie o założeniu zespołu szlag trafił! Teraz tylko obawiałam się, co teraz ze mną będzie! Byłam niepełnoletnia, a rodzice nie mówili nic, czy mają dalszą rodzinę. Nie chciałam nawet myśleć, że oddadzą mnie jakimś obcym ludziom. Tego się teraz najbardziej obawiałam.

W końcu spokojnym krokiem podeszłam do drzwi i zadzwoniłam. Michiyo stała za mną, wyglądała jakby coś ją gryzło. I dobrze! Niech wie, co ja teraz przechodzę! Niech wie, co to znaczy stracić rodziców! Chociaż to mnie podnosiło na duchu, wiedząc, jak jej jest trudno.

Niedługo potem, drzwi otworzyła nam starsza kobieta.

Gospodyni: Proszę wejść.
Powiedziała smutnym głosem.

Michiyo: Dziękuję.
Wchodząc tuż za mną.

Gospodyni zaprowadziła Michiyo do salonu.

Zaś ja powędrowałam na górę, do swojego pokoju.


Rzuciłam plecak na łóżko, i usiadłam na jego rancie. Siedziałam tak dobre z 15 minut. Gdy stwierdziłam, że musze się przebrać ...

Niechętnie wstałam i poczłapałam do szafy.

Założyłam pierwsze lepsze z brzegu, nie miałam ochoty myśleć nad ubraniem.
Umalowałam się, i poprawiłam swoje długie czarne lekko kręcone włosy.

Niechętnie zeszłam na dół, ale miałam tyle pytań, które nie dawały mi spokoju.

W salonie siedziała Michiyo i piła herbatę. Gdy tylko bezszelestnie zjawiłam się, podniosła wzrok na mnie. Odstawiła filiżankę.

Michiyo: Wiem, że jesteś zła, wiem, że bardzo byś chciała to zmienić. Możliwe, że za jakiś czas będziesz wstanie dotrzeć do prawdy, o tym całym zdarzeniu.

Powiedziała to, kiedy usiadłam.

Ja: Naprawdę? Jest to możliwe?
Tak bardzo chciałam, że to co mówi jest prawdą.

Michiyo: Tak, naprawdę. Długo mi to zajęło, nim mi się udało. Ale nie tylko ja tego chciałam.

Robiło się coraz bardziej dziwnie. Michiyo ściszyła głos, jakby obawiała się, że ktoś nas podsłucha.

Ja: Ale co się pani udało?
Byłam zupełnie zdezorientowana.

Michiyo: Ja wraz z twoimi rodzicami, chcieliśmy byś poznała prawdę, ale pewna osoba, cały czas się temu sprzeciwiała. Ale w momencie, gdy się dowiedziała o ich śmierci, zgodziła się bym ci powiedziała. Zgodziła się tylko dlatego, że jak powiedziałam, że jeśli nie poznasz prawdy, to będzie dla ciebie bardzo źle. I jeśli myślał, że do końca życia będzie cię ukrywał, przeliczył się. Miałaś szczęście, że nie pojechałaś dzisiaj z rodzicami.

Przerwała swoją wypowiedź.

Ja: Ale czemu ten ktoś w końcu się zgodził, i co ma wspólnego fakt, że nie pojechałam z nimi.

Już kompletnie ogłupiałam. To co teraz powiedziała, było dla mnie zupełnie nie zrozumiałe.

Michiyo ciągnąc dalej: Mówiąc dalej. Są pewne osoby, które za wszelką cenę nie chciały byś się urodziła. Wiedziały, że muszą cię zniszczyć, nim ty ich wyeliminujesz.

Teraz to już zrobiło się przerażająco. Ciarki mi przeszły po plecach. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Rodzice byli, aż za nadto nadopiekuńczy. I teraz wiele spraw nabierało sensu.

Ja: Chce pani powiedzieć, że jestem jakimś terminatorem w spódnicy, który ma za zadanie walki ze złem? To już kompletne brednie.

Roześmiałam się. Nigdy tak się nie śmiałam jak teraz.

Michiyo: Może i to dla ciebie to wszystko wydaje się śmieszne, ale jest to po części prawda.

Miała bardzo poważną minę. Widać było, że nie żartowała.

Michiyo: I jeszcze jedna sprawa. Twoi rodzice, którzy cię wychowywali, nie byli twoimi prawdziwymi rodzicami. To jedno, po drugie, nie jesteś jedynaczką, jak ci się wydawało. Masz dwóch starszych braci, którzy są bliźniakami, więc możesz dostać oczopląsu jak ich poznasz.

W tym momencie mnie zatkało. Dopiero teraz zorientowałam się, że jakiś czas temu przez ułamek sekundy, widziałam kogoś, ale coś mi się nie zgadzało ... O boże! Pomyślałam.

Ja: J-Jak t-to?! Mam braci?! Nie, to jakieś nieporozumienie!

Wstałam nagle, i usiadłam z powrotem. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Jeszcze 3 godziny temu, nie spodziewałabym się tego, czego usłyszałam. to już było dla mnie za dużo.

Michiyo: Twój ojciec nie miał wyboru. Po tym jak zostali zaatakowani, jak miałaś zaledwie rok. Twoja matka ratując ciebie, zginęła. By cię chronić, oddał cię pod opiekę dalekiej rodziny. Chciał byś miała normalne życie, z dala od magii i innych dziwnych rzeczy. Niestety, nie udało mu się to. Ale nie martw się, dasz sobie radę, tylko musisz wiedzieć jak. Ale o tym dowiesz się nie ode mnie. I tak jak podejrzewałaś, przez te wszystkie lata, twoi bracia pomagali ci, ale tak, byś o tym nie wiedziała.

Dokończyła herbatę.

Ja: No pięknie! 

Tylko tyle udało mi się powiedzieć, po tym jak to wszystko usłyszałam. Z jednej strony było to szokujące, ale z drugiej, bądź, co bądź, miałam braci, i to było najwspanialsze!

Michiyo podniosła się z kanapy. 

Michiyo: Na mnie już czas. Dam znać, kiedy, co i jak. 

Pożegnała się i wyszła, zostawiając mnie i gosposię samą w tym małym domu, który teraz coś za duży i dziwny się zrobił. Takie miałam dziwne uczucie.

CDN.

__________________________________________________

Wiem, trochę dziwna ta część, ale nie wiedziałam jak ją napisać. Do kompletu moja matka stwierdziła, że zacznie śpiewać operowo, co mnie zupełnie wytrącało z równowagi i nie mogłam się skupić na pisaniu. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Czekam na wasze opinie i pomysły.



3 komentarze:

  1. to ja poczekam aż tu się napiszą kolejne odcinki i już się nie mogę doczekać tego najnowszego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. nie no bardzo dobrze zaczęłaś xD pisz dalej. Pozdrawiam i wbijaj do mnie:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozwolę sobie na małą dygresję. Jeśli te śliczne ciuszki ze zdjęcia są "pierwszymi lepszymi", to ja chętnie mogę się zamienić szafami z bohaterką :)

    OdpowiedzUsuń