czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 1

 Wcisnęło mnie w krzesło. Zupełnie nie mogłam uwierzyć to co usłyszałam. Byłam w szoku. Jeszcze kilka godzin wcześniej, rozmawiałam z mamą i ojcem. Widziałam ich promienne uśmiechy na twarzy. A teraz ...

Nie mogłam wydusić ani jednego słowa. W oczach miałam łzy. Dotąd twierdziłam, że okazywanie uczuć poza domem, to słabość, myliłam się ... 

Nic nie przychodziło mi do głowy, zupełna pusta, jakby wszystko to co było dla mnie ważne, zniknęło, ulotniło się. Jakby było tylko snem, nie ważnym epizodem, czymś frywolnym.

W końcu udało mi się coś powiedzieć.

- C-co - j-ja m-mam t-teraz z-robić?
Głos mi się trząsł, a łzy nie chciały przestać płynąć. W końcu zakryłam twarz dłońmi, i rozpłakałam się na dobre.

Wychowawczyni nie wiedziała co ma robić. Pierwszy raz w jej karierze zawodowej takie zdarzenie miało miejsce. Podeszła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu.

Wychowawczyni: Wiem, że to bardzo trudne, ale to co się stało się nie odstanie. Nie zwrócimy im życia ...

Ja: Łatwo pani tak mówić!

Wybuchłam niczym wulkan.

Ja: Jeszcze dzisiaj rano z nimi rozmawiałam! Nic nie wskazywało na to! Co za idiota to zrobił! Mam nadzieję, że go złapali i wsadzili do więzienia!

Wrzeszczałam jak opętana.

Dyrektorka: Spokojnie, panno Bloomwood, sprawca został złapany, ale to jeszcze nie koniec ...

Miała smutną minę.

Ja: Doprawdy?! Co ja mam teraz zrobić! Gdzie mam się podziać?

To było trafne pytanie. Dyrektorka i wychowawczyni milczały.

Ja: No pięknie ... Całe moje marzenia szlag trafił! Całe moje życie, to czysta pomyłka!

Ze złości zacisnęłam pięści, i zagryzając język, by nie palnąć głupoty.

Dyrektorka: wiem jedno, że ktoś po ciebie niedługo przyjedzie, i pomoże ci to wszystko ogarnąć ...

Patrzyła na zegarek, jakby na kogoś czekając.

W myśli kłębiły mi się różne dziwne rzeczy i myśli. Jakby ktoś specjalnie chciał wszystko zniszczyć, by tylko nic się nie stało. To było dziwne, ale i tajemnicze. Od dłuższego czasu wydawało mi się, że coś jest nie tak. I miałam rację. Ale co temu komuś dało, że zabił jej rodziców. Ale kiedy sobie przypomniała, że jednak miała jechać z nimi dzisiaj, przeszedł ją dreszcz ze strachu. Gdyby nie powiedziała, że ma ważne egzaminy, i że musi zostać w domu, pewnie i ona by była teraz martwa. W oczach miała grozę, z jednej strony płakała za stratą rodziców, z drugiej strony bała się, że i ją czeka to samo, za coś czego nie zrobiła. 

W końcu stwierdziłam, że mam już za bujną wyobraźnię, i po prostu umysł płata mi figle, bo ta wiadomość była za bardzo szokująca, i nie byłam przygotowana na coś takiego. Nikt przecież nie jest na coś takiego przygotowany. 

Niedługo potem, tak jak powiedziała pani dyrektor, ktoś zapukał do drzwi gabinetu.

Dyrektorka: Proszę wejść!
Powiedziała spokojnym, acz zdenerwowanym głosem.

Do gabinetu weszła kobieta około lat 30, elegancko ubrana.


Michiyo: Wybaczą panie za spóźnienie, te okropne korki o tej godzinie. 

Wchodząc do gabinetu.

Michiyo: Jestem, Michiyo Tanaka, i zostałam wybrana przez rodziców Kathreen na wszelki wypadek, gdyby im się stało, jako opiekun, nim zdołam odszukać dalszą rodzinę, by mogła się do nich przeprowadzić.

Powiedziała, lekko nerwowo.

Dyrektorka: Bardzo mi miło panią poznać, pani Tanaka.

Kłaniając się.

Michiyo: Ależ oczywiście, mnie też miło poznać.

Siedziałam na krześle nic nie mówiąc. Próbowałam zatamować łzy, i złość, że nic nie mogła zrobić, by tego uniknąć. Rodzice nigdy nie mówili jej, o dalszej rodzinie,. Wyglądało to tak, jakby jej nie mieli ... To było zastanawiające, ale też i niepokojące. Jeśli nie znajdą nikogo z dalszej rodziny, wyląduje w Domu Dziecka, a to jej się nie uśmiechało, za bardzo.

Po chwili spytałam: Co ja mam teraz zrobić? Jeśli rodzice nie mieli dalszej rodziny? Bo nigdy o nich nie mówili.

Byłam śmiertelnie poważna, jak na swój młody wiek. Co trochę śmiesznie wyglądało, jak tak mówiłam.

Michiyo: Spokojnie, masz szczęście, nie wszystko stracone. Nie musisz się obawiać, że zostaniesz sama. Ale o tym powiem ci za jakiś czas, jak się uporasz z szokiem po stracie rodziców.

Powiedziała spokojnym głosem.

Wtedy wtrąciła się wychowawczyni.

Wychowawczyni: Mam nadzieję, że tak będzie.

Dyrektorka spiorunowała wychowawczynię, która zamilkła i już nic więcej nie powiedziała.

Jak dla mnie to było dość, dziwne ... Jakby coś przed nią ukrywali. Ale co? To było zastanawiające. Ale w jednym się nie myliła, musiała się z tym pogodzić, to było priorytetem, reszta mogła poczekać. Przecież nie dostanie nóżek i nie ucieknie. 

Tylko co dalej? Ta cała Michiyo Tanaka, wydawała jej się trochę podejrzana, ale jak na razie nie miała za dużo podstaw by to powiedzieć na głos. Poczekamy, to zobaczymy. Stwierdziłam w myślach. 

Ale jedno nie dawało mi spokoju. Co miały znaczyć słowa mamy rano: "Jeśli coś się stanie, nie będziesz sama. Nie chcieliśmy, ale poznasz pewną prawdę."

Co miało to znaczyć? Jaką prawdę? I czemu dopiero, gdy im się miało coś stać, dopiero miła się dowiedzieć. To już zaczynało być przerażające. Ale i prawdziwe. Niedługo pozna całą prawdę, i tego się bała najbardziej. Bo czym ona miała by być? To było dopiero pytanie.

Niedługo potem pani dyrektor zwolniła mnie z reszty lekcji. Stwierdziła, że w takim stanie, jest to niemożliwe. I miała rację.

Zaraz po tym udałam się za panią Tanaka. I prawie siadłam z wrażenia, jak zobaczyłam najnowszy model ferrari stojący na parkingu przed szkołą.

Do siebie: Co to za kobieta?! O Matko Jedyna!

Stanęłam jak wryta, nie wierząc własnym oczom.

Michiyo: No co tak stoisz? Wsiadaj, zabiorę cię do domu.

Kładąc ręce na biodrach ze zdziwienia.

Ja: Ta... Dobrze ...

I niedługo potem ruszyłyśmy w kierunku domu Bloomwood'ów.

CDN.

________________________________________________

Trochę średni, ale zawsze jest. Kolejne postaram się napisać lepiej XD I do tego muszę się rozpisać, wtedy dopiero będzie jak trzeba. Mam nadzieję, że komuś się spodoba XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz