sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 6

Słuchając "Sympathia" by Versailles, stwierdziłam, że napiszę kolejny rozdział ^^ Plus zmieniłam nick i awek XD Może i będzie krótszy, ale zawsze lepsze to niż nic ... I już więcej nie przynudzam.
_________________________________________________

Kiedy bliźniacy przenieśli nas w inne miejsce i czas. Pewna osoba zmierzała w kierunku lotniska. Była ewidentnie zdenerwowana, ponieważ ludzie na ulicy ciągle się na niego gapili. I to, żeby się tylko gapili, to byłoby jeszcze znośne, ale nie...

Niedługo potem, jakiś ludzie zatrzymali go, mówiąc, czy mogliby zrobić z nim sobie zdjęcie. On na to, że "Nie, nie ma takiej mowy! Żadnych zdjęć! Do diabła! Nie jestem żadnym muzykiem, ani tym bardziej to nie jest żaden cosplay żadnego "Mayu" z Lareine, więc sobie darujcie!"

Zaraz potem wyminął ich i szybkim krokiem przeszedł na zielonym świetle i zmierzał w kierunku lotniska.

Do siebie: Mam już tego serdecznie dość, czemu ci ludzie się na mnie uwzięli, to już zaczyna być chore ... Może tam gdzie lecę, nie będą mnie tak dręczyć ... Katuś już nie długo znów się spotkamy!

Wjeżdżając po schodach.

W tym czasie, ja bracia, i moje 3 przyjaciółki wędrowaliśmy ciemnym, zimnym, upiornym korytarzem.
Wyglądało to identycznie, jak w moim śnie, który od nie pamiętam kiedy, ciągle mi się powtarzał.

Było to już naprawdę przerażające, bałam się, że jeśli dotrzemy do zakrętu, stanie się coś okropnego.

Zawsze kończyło się tym, że coś wyskakiwało zza rogu i rzucało czerwonym światłem, i potem z piskiem budziłam się, zlana potem i przerażona paskudnie. To uczucie dość długo się potem utrzymywało. Bałam się, że nagle coś wyskoczy zza rogu i mnie zabije.

Jak dotąd nikomu o tym nie mówiłam, stwierdziłam, że uznają mnie za wariatkę, jeśli im o tym opowiem. Ale teraz tego żałowałam. Modliłam się w duszy, by tak właśnie nie było.

Widziałam śmierć swoich przyjaciółek, i to, że nic nie mogłam zrobić. Byłam kompletnie bezsilna, bezużyteczna, tylko stałam i patrzyłam jak jedna po drugiej ginie.

Nawet nie zauważyłam, kiedy dwie łzy cichutko spadły mi na kołnierz mundurku. To było straszne, i najgorsze było to, że niedługo się to stanie ...

Chciałam coś zrobić, by temu zapobiec.W końcu odważyłam się szepnąć.

Ja: Keith, Matt, proszę zmieńmy kierunek, nie idźmy tym korytarzem. Bardzo was proszę ...

Głos lekko mi drżał, gdy to mówiłam.

Nagle zatrzymaliśmy się w 2/3 drogi. Bliźniacy odwrócili się w moją stronę. Byli kompletnie zdziwieni. W sumie moje kumpele też.

Keith: Katuś co się stało?

Lekko zdziwiony moją prośbą.

Ja: Ponieważ od dłuższego czasu miewam sen, który teraz się właśnie sprawdza ... I jak nie zmienimy drogi, to wszyscy poza mną zginą. Ja wcale nie żartuję, już nie raz to co mi śniło sprawdzało się. Dziewczyny mogą to potwierdzić.

Mówiłam poważnym głosem. Nie miałam ochoty na żartowanie sobie, tak jak sobie teraz myśleli moi bracia, bo widziałam ich miny, który oznaczały, że mi za grosz nie wierzą.

I jak tu takich przekonać? Hm... Zastanawiałam się, czy nie wzięli mnie za wariatkę, bo to było całkiem prawdopodobne.

Yukari: Katie nie żartuje, mówi szczerą prawdę. Zawsze przed różnymi groźnymi incydentami, miała sen, i dzięki temu, nikt w naszej szkole nie ucierpiał z powodu pożaru, lub innych rzeczy. Raz tylko dyrekcja zignorowała jej ostrzeżenie, a potem nastąpiło zawalenie się dachu sali gimnastycznej. To nie było śmieszne. Od tego czasu wszyscy jej wierzą.

Mówiła poważnie do braci.

Matt: Jeśli to prawda, to Keith, lepiej zmieńmy drogę, od początku czułem, że coś może się stać, a Katie tylko mnie w tym utwierdziła w tym przekonaniu.

Wówczas coś usłyszeliśmy. Dochodziło to z końca korytarza. Właśnie z tego końca, do którego zmierzaliśmy.


Keith: Cholera!

Zaklną cicho pod nosem, bo widocznie to co mówili właśnie chciało się teraz stać.

Akane: Co to było?

Przerażona. Chowając się za Misą, która nie lepiej była wystraszona.

Misa: Mam nadzieję, że to był tylko wiatr ...

Próbując sobie to wytłumaczyć.

Ja: Szybko, w tę stronę!

Wskazałam na inny korytarz.

Keith: Jesteś pewna?

Nie był w stu procentach pewny, czy dobrze robią.

Ja: Tak! to lepsze niż zginąć!

Łapiąc braci za frak i robiąc sprint niczym gepard o.O

Dziewczyny poleciały za mną ja wiatr...

Kiedy tylko szybko otworzyłam drzwi na przeciwko nas. Wrzucając braci do środka siłą nosorożca i wpychając dziewczyny też do środka z piskiem zamknęłam drzwi do tego korytarza. I przystawiłam ucho do drzwi.


Tak jak przewidziałam, miało się stać, tak samo jak w moim śnie. Pojawiły się dwie postacie. Szły w naszą stronę, tam, gdzie jeszcze chwilę temu staliśmy.

Usłyszałam dwa głosy.

Głos 1: Mieli tędy iść?! Co do diabła!

Wkurzony na maksa, z tego co było słychać, z t tonu jego głosu.

Głos 2: Jak mogłeś się tak pomylić? Idiota!

Słychać było jak walnął czymś o ścianę, aż się ściany i podłoga zatrzęsły.

Głos 1: Ta mała Boomwoodka nas przechytrzyła! A niech ją! Idziemy dalej, może ich znajdziemy, a wtedy rozprawimy się z nimi raz i na zawsze!

Ruszyli dalej, mijając naszą kryjówkę. Na całe szczęście, tak sobie pomyślałam, wolałam nie wiedzieć, co by było, gdyby nas dopadli.

Misa: Katie miała jednak rację, zabiliby nas, gdybyśmy się nie schowali nim się pojawili.

Yukari: Byłoby z nami kiepsko, gdyby nas dopadli.

Akane: Co wy nie powiecie? Ja mam już tego dość, chce wrócić do domu!

Uroniła kilka łez.

Ja: Wiem, nie tylko ty chcesz, żeby się to już skończyło, ale nie możemy się teraz poddać, musimy walczyć do końca. Ale jedno jest pewne, nie pozwolę, by nikt z moich przyjaciół ucierpiał z mojego powodu. A teraz musimy jakoś się przedostać, do cholernej fontanny, by móc wrócić do domu. Ale nim to zrobimy, musimy ustalić plan wyeliminowania tych dwóch. Wiem tez, że jak ich wyeliminujemy, ten ktoś przyśle kolejny zabójców, na ich miejsce.

Keith: Masz rację, nie poddadzą się tak łatwo. Na razie nie widzą, że my wiemy, trzeba to wykorzystać, to nasza broń na ten moment.

Matt tylko pokiwał głową na znak, że się zgadza, z tym co powiedział Keith.

Misa: O KAMI-SAMA!

Pisnęła ze strachu.

Matt rzucił się, by uciszyć Misę. Zatkał jej usta, by dalej nie piszczała.

Matt(cicho): Czyś ty oszalała? Chcesz zdradzić nasze położenie wrogowi!

Wściekły jak nigdy dotąd.

Ja, Keith, Yukari i Akane zesztywnieliśmy ze strachu.

Zaraz potem cała nasza szóstka wcisnęła się w ścianę, by tylko przeczekać i nadsłuchując, czy nikt nie idzie w naszym kierunku.

Na szczęście, nikt nas nie usłyszała. Chwała Bogu, bo już miałam okropne wizje, tego co mogłoby się stać.

I dopiero teraz zorientowaliśmy gdzie jesteśmy. Ten korytarz zupełnie nie pasował do tego co widzieliśmy wcześniej. Był oświetlony czerwonym światłem, które biło z czerwonych lamp umocowanych na ścianach.

Widok był nieziemski. Istny teatr cieni i świateł. Jednakże nie mieliśmy czasu by się temu przyglądać, bo wiedzieliśmy, że jeśli się z stąd nie ruszymy teraz, później może być za późno.

Chcąc, nie chcąc ruszyliśmy przed siebie. Dalej okrywając, rzeczy o których inni mogliby tylko pomarzyć.

Przed nami otwarł się korytarz, który jak przypuszczałam strzegł coś co nam pomoże przechytrzyć wroga. I wygrać pierwszą, ale nie ostatnią bitwę o przetrwanie.

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz