wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział 7

Tylko Szliśmy dość dziwnym korytarzem jak dla mnie. Światła wyglądały jakby w ogóle nie trzymały się lamp. Migotały same z siebie. Poruszając się, jakby wiatr nimi igrał. Tylko, że wiatru praktycznie nie było czuć, że się porusza.

Cała ta sceneria z lekka mnie przerażała. Wiedziałam, że jak na razie nieprzyjaciel nie trafił na nasz ślad, ale to nie oznaczało, że mogłam czuć się pewnie.

Moim zdaniem wszystko było nie tak jak powinno. Wszystko było zupełnie na opak. Cały czas przyglądałam się tym lampom, i cały czas coś mi nie pasowało. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie chodzimy po podłodze, lecz odwrotnie po suficie.

To było wielce dziwne, bo praktycznie było żadnego śladu, że chodzimy głową do dołu. Ten zamek zaczął jeszcze bardziej mnie przerażać. Nie ma co ukryć. Wolałam nie wiedzieć, co jeszcze on w sobie skrywa za tajemnice, i dziwactwa za razem.

Tylko ja jedna zwróciłam na to uwagę, bo reszta jakoś nic nie zauważyła, widać tylko ja się przejmuje takimi drobiazgami, jak chodzeniem po suficie, a nie podłodze. Ale jedno było dość zastanawiające. Jeśli chodzimy po suficie, to dlaczego wszystko wydaje się jakby było na miejscu.

Zupełnie jakbyśmy tego nie odczuwali, że coś jest nie tak. Zaczęło mnie to denerwować, do takiego stopnia, że nawet nie patrzyłam gdzie idę. Szłam niczym maszyna, nie myśląc, że się poruszam do przodu.

Całą moją uwagę pochłonęło rozmyślanie, dlaczego chodzimy do góry nogami. Nic innego mnie nie interesowało. Wszystko inne jakoś było mi teraz czysto obojętne. Nic nie mogło, nawet gdyby chciało, zwrócić moją uwagę.

Jak dotąd tylko kilka razy zdarzyło mi się coś podobnego. Ale czemu, sama nie wiem. Nie myślałam, ani nie próbowałam o tym później rozmyślać, bo i tak nie było o co. Prawdę mówiąc, nie interesowało mnie to bardzo. To były nich nie warte uwagi epizody. Dlatego o nich nie pamiętałam.

Zupełnie byłam wyłączona, z tego co się wokół mnie dzieje, dlatego też nie usłyszałam, szeptu moi braci, którzy mówili, że teraz musimy się zatrzymać, bo trzeba się zastanowić, jak zejść na dół, ponieważ droga zaczynała się coraz bardziej pochylać do dołu. Niczym, zjazd z górki na sankach.

Niestety moje zmysły zareagowały dość za późno, ale o tym to już nie było warto myśleć, bo i tak nic bym nie zrobiła. Moje przyjaciółki i bracia stali nad pochylnią. Ja zaś z powodu mojego zamyślenia trochę wolniej od nich szłam.

Co spowodowało, że nie jak się zorientowałam było już za późno, i wpadłam ni nich, wywracając ich. I pech chciał, że zjechaliśmy, turlając się na sam dół. Do kompletu narobiliśmy takiego hałasu, że wróg mógł nas namierzyć perfekcyjnie.

Byłam wściekła na siebie. Nie da się ukryć. Ale co się stało, to się nie odstanie. Tego już cofnąć nie można. Nawet gdybym chciała. Widać tak miało być, a nie inaczej. Może tak właśnie miało być? Kto wie? Ja tego sama nie wiem.

Turlaliśmy się, i turlaliśmy. W końcu zjechaliśmy na brzuchu na sam koniec. Dopiero teraz pisnęłam, bo widziałam jak ściana się coraz bardziej zbliża i zbliża. Jak czegoś zaraz nie wymyślę, rozklaskamy się niczym pomidor na ścianie. A to mi się wielce nie uśmiechało.

Akane (piszcząc): Ja nie chce umierać!

Yukari (piszcząc): Ja tak samo!

Misa: AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Keith & Matt: Uspokójcie się!

Prawie wrzasnęli, ale musieli się uspokoić, bo inaczej będzie z nami źle jak nic.

A to było nieuniknione gdybyśmy, zaraz czegoś nie wymyślili. Moje wewnętrzne „ja” wrzeszczało w środku, że nie chce umierać, nie teraz, bo jeszcze tyle lat przed sobą, i nie ma zamiaru zginąć w tak błahy sposób.

Zanim zorientowałam się co robię. Poczułam się jakbym weszła w trans. I stałam się zupełnie inną osobą. To było dość przerażające, z mojego punktu widzenia, bo nie panowałam nad tym co robię, ani mówię. A to przeraziło mnie nie na żarty. Pierwszy raz coś takiego miałam. I wiedziałam doskonale, że to mi się wcale nie podoba. Ale nic poradzić teraz nie mogłam.

Zaczęłam wymachiwać rękami, i z moich ust padały dziwne słowa, zupełnie w nieznanym mi języku. Pierwszy raz taki słyszałam. Twierdziłam, że to czysty bełkot, bo nic z tego zrozumieć nie mogłam. Ale to co się potem stało, utwierdziło mnie, że nawet mogę gadać w nie znanym mi języku, byleby mi to uratowało życie.

Szczerze mówiąc, nie widziałam min moich braci, ani przyjaciółek, ale jedno jest pewne, przestali gadać, bo ich to zszokowało. Kiedy znów podniosłam wzrok w kierunku ściany, zobaczyłam, że jest wysłana materacami, jak i podłoga pod nią.

Tego to już naprawdę się nie spodziewałam. Oni również też nie. Z głośnym łomotem wpadliśmy na ścianę. Odbijając się od niej i lądując na materacach pod nią, odbijając się od nich i z łomotem lądując na podłodze.

Najpierw Keith i Matt, potem na nich wpadły po kolei Yukari, Akane i Misa, a ja doprawiłam z całą siłą na sam koniec. No po prostu genialnie, nie powiem. Słyszałam tylko jęki moich braci, którzy zostali przygnieceni do podłogi. A moje wylądowanie tylko pogorszyło to wszystko.

Keith & Matt (synchronizując się): Mogły byście zejść z nas? I tak już czujemy się jak naleśniki.

Yukari: Co wy nie powiecie? A my to jak się czujemy?

Akane: Prawda.

Misa: No właśnie.

Ja: Przestańcie marudzić, tylko się podnieście. Chyba nie chcecie tu leżeć przez całe wieki.

Lekko wkurzona, ściągając moje przyjaciółki z moich braci.

Yukari (uśmiechem na twarzy): No, no, widzę, że się Katuś zazdrosna zrobiła?

Ja: Ja zazdrosna? Nie rozśmieszaj mnie, bo pęknę!

Byłam lekko tym oburzona. To już lekka przesada. A może jednak, gdzieś w głębi serca, byłam, chociaż odrobinkę zazdrosna, ale czemu? To przecież moi bracia, więc w czym problem? Nie wiem sama, to było jak dla mnie za dużo emocji na raz.

Podczas, gdy się sprzeczałam z Yukari, o tym, że wcale nie jestem zazdrosna i że to sobie ona ubzdurała, podnieśliśmy się na nogi. I zaczęliśmy się rozglądać, gdzie nas poniosło. Ten korytarz znów nie przypominał tego co widzieliśmy wcześniej.



Było jeszcze bardziej upiornie niż przedtem. Korytarz się wił i zakręcał w różne strony. Szliśmy, praktycznie z sercem na dłoni, bo nie wiedzieliśmy co nas czeka, za każdym zakrętem.

Matt: Katuś w jakim ty języku gadałaś, nim te materace się pojawiły?

Keith: To dobre pytanie, bo w życiu czegoś takiego nie widziałem, przyznam się bez bicia.

Mieli naprawdę zdziwione miny.

Ja: Ja sama nie wiem, co ja gadałam. Czułam się jakby w transie. To nie byłam ja, to jest pewne, ale kim byłam, tego wam niestety nie powiem, bo sama bym chciała się tego dowiedzieć.

Misa: Ale jak dla mnie to było bezbłędne! Szkoda, że tak się nie zachowujesz podczas szkolnego festiwalu.

Była pełna podziwu.

Ja: Ej, Misa, to już był cios poniżej pasa, wiesz?

Wkurzona z lekka tym co powiedziała Misa.

Misa: Przecież to szczera prawda, prawda dziewczyny?

Zwróciła się do Yukari i Akane.

Yukari: Raczej wolę, jak jest sobą, a nie w transie, bo jeszcze by nas pozabijała, myśląc, że jesteśmy wrogami numer jeden na jej liście.

Matt: Nie wiem, o co wam chodzi, ale pogadacie o tym jak wrócimy, teraz musimy się jakoś z tego labiryntu wydostać.

Był już z lekka wkurzony, bo wydawało mu się, że ciągle chodzimy w kółko. I żadnego postępu widać nie było. I to było dość irytujące, nie powiem.
Nagle poczułam, że coś mnie szarpie za górę sukienki. Odwracam się, a tu nic. I tak z parę razy. To było denerwujące.

Ja: Misa, przestań ciągnąc mnie za sukienkę!

Oburzona tym i to bardzo. Misa zaś podskoczyła, bo się tego nie spodziewała.

Misa: Ale, Katie, ja cię nie ciągnę za sukienkę. Po cholerę bym to robiła?

Lekko zdziwiona tym co powiedziałam.

Ja zaś uparcie stałam przy swoim.

Ja: więc kto mnie szturcha i ciągnie za sukienkę, jak nie ty? Bo tylko ty idziesz za mną …

Teraz to już się zdenerwowałam i to bardzo. Bo wyglądało to jakbym zbzikowała co najmniej.

Matt & Keith: Przestańcie nasz szturchać, to już jest denerwujące!

Akane: No nie, oni również?

Yukari: Akane, przestań!

Akane: Ale co ja mam przestać?

Cała na szóstka stanęła w połowie drogi, próbując dociec co nas tak ciągnie i szturcha.

Wtedy wszystko wokół nas zaczęło robić się zamazane. Wszystko zaczęła zakrywać mgła i zaczęliśmy słyszeć głos, który nas wołał.

Głos: Matt, Keith, Katie, Yukari, Misa, akane, obudźcie się!

Głos: Cholera, to już przesada … Rozumiem, że chciał sprawdzić, ale to już było nie odpowiednie … Przegiął jak nic …

I nastała kompletna ciemność. Tyle co widziałam, tak jak sądziłam, że widziałam.

CDN.

__________________________________________________
No i wreszcie udało mi się napisać 7 rozdział. Możliwe, że jeszcze dzisiaj pojawi się 8 rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Chciałam napisać coś śmiesznego, ale stwierdziłam, że napisze to w kolejnym rozdziale, bo tak to by nie miało rąk i nóg. Miłego czytania

sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 6

Słuchając "Sympathia" by Versailles, stwierdziłam, że napiszę kolejny rozdział ^^ Plus zmieniłam nick i awek XD Może i będzie krótszy, ale zawsze lepsze to niż nic ... I już więcej nie przynudzam.
_________________________________________________

Kiedy bliźniacy przenieśli nas w inne miejsce i czas. Pewna osoba zmierzała w kierunku lotniska. Była ewidentnie zdenerwowana, ponieważ ludzie na ulicy ciągle się na niego gapili. I to, żeby się tylko gapili, to byłoby jeszcze znośne, ale nie...

Niedługo potem, jakiś ludzie zatrzymali go, mówiąc, czy mogliby zrobić z nim sobie zdjęcie. On na to, że "Nie, nie ma takiej mowy! Żadnych zdjęć! Do diabła! Nie jestem żadnym muzykiem, ani tym bardziej to nie jest żaden cosplay żadnego "Mayu" z Lareine, więc sobie darujcie!"

Zaraz potem wyminął ich i szybkim krokiem przeszedł na zielonym świetle i zmierzał w kierunku lotniska.

Do siebie: Mam już tego serdecznie dość, czemu ci ludzie się na mnie uwzięli, to już zaczyna być chore ... Może tam gdzie lecę, nie będą mnie tak dręczyć ... Katuś już nie długo znów się spotkamy!

Wjeżdżając po schodach.

W tym czasie, ja bracia, i moje 3 przyjaciółki wędrowaliśmy ciemnym, zimnym, upiornym korytarzem.
Wyglądało to identycznie, jak w moim śnie, który od nie pamiętam kiedy, ciągle mi się powtarzał.

Było to już naprawdę przerażające, bałam się, że jeśli dotrzemy do zakrętu, stanie się coś okropnego.

Zawsze kończyło się tym, że coś wyskakiwało zza rogu i rzucało czerwonym światłem, i potem z piskiem budziłam się, zlana potem i przerażona paskudnie. To uczucie dość długo się potem utrzymywało. Bałam się, że nagle coś wyskoczy zza rogu i mnie zabije.

Jak dotąd nikomu o tym nie mówiłam, stwierdziłam, że uznają mnie za wariatkę, jeśli im o tym opowiem. Ale teraz tego żałowałam. Modliłam się w duszy, by tak właśnie nie było.

Widziałam śmierć swoich przyjaciółek, i to, że nic nie mogłam zrobić. Byłam kompletnie bezsilna, bezużyteczna, tylko stałam i patrzyłam jak jedna po drugiej ginie.

Nawet nie zauważyłam, kiedy dwie łzy cichutko spadły mi na kołnierz mundurku. To było straszne, i najgorsze było to, że niedługo się to stanie ...

Chciałam coś zrobić, by temu zapobiec.W końcu odważyłam się szepnąć.

Ja: Keith, Matt, proszę zmieńmy kierunek, nie idźmy tym korytarzem. Bardzo was proszę ...

Głos lekko mi drżał, gdy to mówiłam.

Nagle zatrzymaliśmy się w 2/3 drogi. Bliźniacy odwrócili się w moją stronę. Byli kompletnie zdziwieni. W sumie moje kumpele też.

Keith: Katuś co się stało?

Lekko zdziwiony moją prośbą.

Ja: Ponieważ od dłuższego czasu miewam sen, który teraz się właśnie sprawdza ... I jak nie zmienimy drogi, to wszyscy poza mną zginą. Ja wcale nie żartuję, już nie raz to co mi śniło sprawdzało się. Dziewczyny mogą to potwierdzić.

Mówiłam poważnym głosem. Nie miałam ochoty na żartowanie sobie, tak jak sobie teraz myśleli moi bracia, bo widziałam ich miny, który oznaczały, że mi za grosz nie wierzą.

I jak tu takich przekonać? Hm... Zastanawiałam się, czy nie wzięli mnie za wariatkę, bo to było całkiem prawdopodobne.

Yukari: Katie nie żartuje, mówi szczerą prawdę. Zawsze przed różnymi groźnymi incydentami, miała sen, i dzięki temu, nikt w naszej szkole nie ucierpiał z powodu pożaru, lub innych rzeczy. Raz tylko dyrekcja zignorowała jej ostrzeżenie, a potem nastąpiło zawalenie się dachu sali gimnastycznej. To nie było śmieszne. Od tego czasu wszyscy jej wierzą.

Mówiła poważnie do braci.

Matt: Jeśli to prawda, to Keith, lepiej zmieńmy drogę, od początku czułem, że coś może się stać, a Katie tylko mnie w tym utwierdziła w tym przekonaniu.

Wówczas coś usłyszeliśmy. Dochodziło to z końca korytarza. Właśnie z tego końca, do którego zmierzaliśmy.


Keith: Cholera!

Zaklną cicho pod nosem, bo widocznie to co mówili właśnie chciało się teraz stać.

Akane: Co to było?

Przerażona. Chowając się za Misą, która nie lepiej była wystraszona.

Misa: Mam nadzieję, że to był tylko wiatr ...

Próbując sobie to wytłumaczyć.

Ja: Szybko, w tę stronę!

Wskazałam na inny korytarz.

Keith: Jesteś pewna?

Nie był w stu procentach pewny, czy dobrze robią.

Ja: Tak! to lepsze niż zginąć!

Łapiąc braci za frak i robiąc sprint niczym gepard o.O

Dziewczyny poleciały za mną ja wiatr...

Kiedy tylko szybko otworzyłam drzwi na przeciwko nas. Wrzucając braci do środka siłą nosorożca i wpychając dziewczyny też do środka z piskiem zamknęłam drzwi do tego korytarza. I przystawiłam ucho do drzwi.


Tak jak przewidziałam, miało się stać, tak samo jak w moim śnie. Pojawiły się dwie postacie. Szły w naszą stronę, tam, gdzie jeszcze chwilę temu staliśmy.

Usłyszałam dwa głosy.

Głos 1: Mieli tędy iść?! Co do diabła!

Wkurzony na maksa, z tego co było słychać, z t tonu jego głosu.

Głos 2: Jak mogłeś się tak pomylić? Idiota!

Słychać było jak walnął czymś o ścianę, aż się ściany i podłoga zatrzęsły.

Głos 1: Ta mała Boomwoodka nas przechytrzyła! A niech ją! Idziemy dalej, może ich znajdziemy, a wtedy rozprawimy się z nimi raz i na zawsze!

Ruszyli dalej, mijając naszą kryjówkę. Na całe szczęście, tak sobie pomyślałam, wolałam nie wiedzieć, co by było, gdyby nas dopadli.

Misa: Katie miała jednak rację, zabiliby nas, gdybyśmy się nie schowali nim się pojawili.

Yukari: Byłoby z nami kiepsko, gdyby nas dopadli.

Akane: Co wy nie powiecie? Ja mam już tego dość, chce wrócić do domu!

Uroniła kilka łez.

Ja: Wiem, nie tylko ty chcesz, żeby się to już skończyło, ale nie możemy się teraz poddać, musimy walczyć do końca. Ale jedno jest pewne, nie pozwolę, by nikt z moich przyjaciół ucierpiał z mojego powodu. A teraz musimy jakoś się przedostać, do cholernej fontanny, by móc wrócić do domu. Ale nim to zrobimy, musimy ustalić plan wyeliminowania tych dwóch. Wiem tez, że jak ich wyeliminujemy, ten ktoś przyśle kolejny zabójców, na ich miejsce.

Keith: Masz rację, nie poddadzą się tak łatwo. Na razie nie widzą, że my wiemy, trzeba to wykorzystać, to nasza broń na ten moment.

Matt tylko pokiwał głową na znak, że się zgadza, z tym co powiedział Keith.

Misa: O KAMI-SAMA!

Pisnęła ze strachu.

Matt rzucił się, by uciszyć Misę. Zatkał jej usta, by dalej nie piszczała.

Matt(cicho): Czyś ty oszalała? Chcesz zdradzić nasze położenie wrogowi!

Wściekły jak nigdy dotąd.

Ja, Keith, Yukari i Akane zesztywnieliśmy ze strachu.

Zaraz potem cała nasza szóstka wcisnęła się w ścianę, by tylko przeczekać i nadsłuchując, czy nikt nie idzie w naszym kierunku.

Na szczęście, nikt nas nie usłyszała. Chwała Bogu, bo już miałam okropne wizje, tego co mogłoby się stać.

I dopiero teraz zorientowaliśmy gdzie jesteśmy. Ten korytarz zupełnie nie pasował do tego co widzieliśmy wcześniej. Był oświetlony czerwonym światłem, które biło z czerwonych lamp umocowanych na ścianach.

Widok był nieziemski. Istny teatr cieni i świateł. Jednakże nie mieliśmy czasu by się temu przyglądać, bo wiedzieliśmy, że jeśli się z stąd nie ruszymy teraz, później może być za późno.

Chcąc, nie chcąc ruszyliśmy przed siebie. Dalej okrywając, rzeczy o których inni mogliby tylko pomarzyć.

Przed nami otwarł się korytarz, który jak przypuszczałam strzegł coś co nam pomoże przechytrzyć wroga. I wygrać pierwszą, ale nie ostatnią bitwę o przetrwanie.

CDN.