środa, 6 marca 2013

Rozdział 10.2

To co się wydarzyła dzisiaj, było zupełnie, aczkolwiek nierealne. Jedno jest pewne, Setsu mocno oberwał, i gdybym nie użyła zaklęcia teleportacji, byłoby nie tylko po mnie, ale i po nim również. Nie mam nerwów, bym wam o tym na razie opowiadać. Na szczęście, okazało się, że to tylko niewielkie zadrapania i kilka siniaków o.O A sama widziałam, jak mocno oberwał … Albo ja mam cos z sobą, albo Setsu posiada jakieś dziwne zdolności, o których jeszcze nie wiem. Sam twierdził, że nie trzeba go było zabierać to szpitala, bo te „mugole” mogą z niego zrobić „króliczka” doświadczalnego …

Teraz rozumiem czemu. Jak na razie został tak skutecznie obandażowany, że nie będzie mógł się ruszać co najmniej do jutra. Dodając, że to Kasumi go tak skutecznie unieruchomił z miną iście diabelską, którą pierwszy raz u niego widziałam, i na domiar śmiesznego zacierał rączki do kompletu.

Ale i tak podczas tego wszystkiego wydawało mi się, że ktoś jeszcze nas obserwuje. Możliwe, że to było tylko moje złudzenie, więc nic nie powiedziałam, ponieważ priorytetem było zabranie do szpitala Setsu.

Nie myśląc więcej o tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło, położyłam się do łóżka. Stwierdziłam, że jutro to sobie wszystko uporządkuję, bo teraz i tak nie dałabym rady. Po prostu za dużo wrażeń i nerwów, aż wszystko w jedną i nieskładna formę się zmieniło.

W trakcie rozmyślania o tym wszystkim, zasnęłam, ale sen miałam i tak nie spokojny. To co widziałam, wcale nie przypominało normalnego snu. Cały czas pojawiały się różne obrazy, których nie rozumiałam ani o jotę. Ale jedno w nich było wspólne, postać ukrywająca się w cieniu w długim płaszczu z wysokim kołnierzem. Wyglądała dość upiornie, a może to tylko mnie się wydawało.

Na sam jej widok, ciarki mi przeszły po całym ciele. Byłam pewna, że nie chciałabym spotkać tej osoby w realnym świecie. Ale z drugiej strony, nie emanowała wrogością, tego byłam pewna. Od jakiegoś czasu zorientowałam się, że potrafię wyczuć, kiedy ktoś ma złe zamiary, a mówi, że jest odwrotnie.

Przekręciłam się na drugi bok, i spałam dalej w najlepsze. Minęło kilka godzin. Nic się nie wydarzyło, ale do czasu. Myślałam, że to mi się śni. Bo czułam coś ciepłego, miękkiego, i oddychającego, tuż na de mną. Jak również coś miękkiego i pachnącego połaskotało mnie po twarzy. Nie zareagowałam, bo myślałam, że mi się to nadal śni. Ale zaraz potem, poczułam czyjąś dłoń, która odgarnęła mi włosy z twarzy.

To już było troszkę dziwne, nie powiem. Wówczas poczułam, że ktoś, lub coś gramoli się do mojego łóżka, i nachyla się nade mną. Wtedy też usłyszałam cichy głos, który do mnie przemówił.

Sat: Bonjour, my little kitten. Jak ci się spało?

W tym momencie, otworzyłam oczy I zobaczyłam niewyraźnie jakąś sylwetkę, z burzą blond loków na głowie, która do kompletu była zupełnie naga, a może to tylko moje majaki, bo się jeszcze dokładnie nie obudziłam.

Ja: KYAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Przerażona chciałam się natychmiast podnieść i zacząć się bronić. Ale zostałam unieruchomiona, i to mi się wcale nie podobało. Postanowiłam dalej się szamotać, jak mogłam najbardziej. Tylko to moje szamotanie tylko pogorszyło sprawę, a tego nie przewidziałam, dosłownie.

Przez moje szamotanie, osoba, dosłownie wylądowała na mnie, i tego jeszcze było mało, to jeszcze mnie pocałowała. Myślałam, że mnie szlag trafi.

Sat: Oj, gorąca jesteś, nie powiem, widzę, że masz na mnie sporą ochotę …

Przez moje szamotanie, osoba, dosłownie wylądowała na mnie, i tego jeszcze było mało, to jeszcze mnie pocałowała. Myślałam, że mnie szlag trafi.

Sat: Oj, gorąca jesteś, nie powiem, widzę, że masz na mnie sporą ochotę …

Nieźle zadowolony z tego obrotu sprawy. I żeby to on się mylił, jednak nie. Moje ręce i usta same powędrowały po jego ciele, nie pomijając niczego.

Między czasie słyszałam jak jęczał z zadowolenia.
I wówczas zobaczyłam parę morskich oczu, okraszonych ciemnymi rzęsami.

Sat: Ten idiota, nie wie co robi … W taki sposób to cię nie ochroni … Dlatego tu jestem, moja maleńka.

Po jego słowach opamiętałam się, i spaliłam kompletną cegłę. Myśląc: „Co ja do cholery robię!”

Odpychając go od siebie, jak mogłam najbardziej, ale ten skubaniec za nic nie chciał się ode mnie odkleić.

Ja: Kim ty do cholery jesteś! I jak tu się znalazłeś!
Wnerwiona i to bardzo, nie na niego, a raczej na siebie, że tak łatwo się dałam z manipulować.

Sat: Nie bądź taka zimna! Jego to polubiłaś, a mnie traktujesz jakbym był jakąś larwą! Uwierz mi, tylko ja mogę jak na razie poskromić twoje zboczone zapędy. Przecież widzę, jak się powstrzymujesz przed dobraniem się do Kas’a …

Ugryzł się w język, gdy chciał powiedzieć o swoim młodszym bracie.

Ja: O kim tym mówisz, i nie opowiedziałeś na moje pytanie!
Wkurzona co najmniej.

Sat: Naprawdę mnie nie pamiętasz? Boże, gdzie ty masz oczy …
Załamany naprawdę.

Dopiero teraz przykuł mnie jeden szczegół. To samo znamię, jak u Setsuny, w kształcie księżyca, na podbrzuszu.

Ja: O matko …. ?!

Zaraz potem słychać szybki tupot 3 par nóg, a za nimi lekko zwolnione, jedna para nóg. I jak również zobaczyłam światło na korytarzu. I nim zareagowałam, drzwi od mojego pokoju otworzyły się z łomotem, wypadając z zawiasów.

W drzwiach stali Kasumi, Matt i Keith. A na końcu w bandażach i spodniach od piżamy, Setsuna.

Setsu: Mówiłem, wam by lepiej zacieśnić ochronę domu!

Wkurzony.

Matt: Skąd mogliśmy wiedzieć, że twój zboczony brat, masochista, się zjawi!

Ja i Sat popatrzyliśmy na tę dziwną zbieraninę, oczami niczym talerze obiadowe. Dodając, że Sat nadal siedział na mnie, ale to pominęłam jak na razie.

I dzięki temu wydarzeniu wykorzystałam okazję i z całej siły przywaliłam Sat’owi tak, że przeleciał i z łomotem wpadł na Kasumi’ego, przewracając go do kompletu.

Ja: Ha! Powinieneś bardziej uważać! Nie jesteś lepszy od brata!

Zadowolona wygramoliłam się z łóżka.

Keith: Katuś, on nic ci nie zrobił?

Dość przerażonym głosem.

Ja: Raczej to ja jemu coś zrobię niż o mnie. Jak myślisz? Musze się bronić, bo ja jestem sama, jak owieczka między stadem głodnych wilków.

Powiedziałam z sarkazmem w głosie.

Matt’a, Keith’a i Setsu zatkało na chwilę, po tym co powiedziałam. Jak zareagował Kasumi i Sat, to nie wiem, bo jak na razie Kas szamotał się na dywanie z Sat’em. I to jak na razie było dla niego najważniejsze.

Kas: Sat, złaź ze mnie! Wybacz stary, ale ja jestem normalny, a nie jak ty, bi …

Zrzucił z siebie Sat’a, jednym ruchem karate.

Sat: Nawet ten nie da … A się tak stęskniłem …

Podniósł się i spojrzał na Setsu.

Setsu: Nawet nie waż się! Jestem poszkodowany, i nie mam ochoty się z tobą szarpać!

Ze wzrokiem bazyliszka na Sat’a.

Ja: A ja myślałam, że tylko ja jestem taka niewyżyta pod tym względem …

Wzruszając ramionami, w kierunku tamtej piątki.

Matt: Katie, ty lepiej najpierw pomyśl, nim cokolwiek powiesz …
Z załamki.

A Sat’owi zaświeciły się oczka, i znów z łapkami z moim kierunku startował.

Ja: Weź się odwal, nie mam nastroju na twoje zboczone harce! Ty pieprzony ekshibicjonisto! Tylko ci jedno w głowie!

Rzucając w Sat’a poduszką, z taką siłą, że padł jak długi na dywan, bo dostał w twarz. I jak ja odłożył to miał wzorek gotycki na twarzy odznaczony na czerwono.

Ja: A tak na marginesie, Setsu, mogłeś mi przypomnieć, że masz brata, wiedząc, że moja pamięć, jak na razie jest zablokowana, i pomału się odblokowuje, i to mnie wkurza. A i po drugie, z łaski swojej moglibyście mi naprawić, drzwi, które wyważyliście, jasne?! I jeszcze jedno, Setsu NATYCHMIAST WRACAJ DO WYRA! KTO CI POZWOLIŁ W TAKIM STANIE LATAĆ PO DOMU!

Ostatnie zdanie praktycznie wrzasnęłam na biednego Setsu. I ze wzrokiem mordercy spojrzałam się na nich.

Ja (do siebie, ale to usłyszeli): Jak ja nienawidzę facetów! Nic ich do diabła nie interesuje, nawet nie zwracają na nic uwagi, byle tylko zniszczyć, dobrać się i zostawić …

Mruczałam do siebie, wkurzona.

Słysząc to, cala 5 szybciutko opuściła mój pokój, naprawiając drzwi, które leżały na dywanie.

Gdy wreszcie spojrzałam na zegarek, była 7 rano. I dopiero teraz zorientowałam się, że mam mało czasu, i jak się nie pośpieszę, to się spóźnię, do szkoły. A to mi się nie uśmiechało naprawdę.

Lotem niczym formuła 1, poleciałam do łazienki, zbierając swoje rzeczy po drodze. Nie minęło 20 minut, a byłam już zwarta i gotowa. Pędem zleciałam na dół.

Szybko zrobiłam sobie śniadanie i bento. I nawet nie spojrzałam się na nikogo, i wielkim susem wyskoczyłam z domu.

Myśląc, że tylko w szkole będę miała spokój od tej po pierzonej zgrai idiotów. Jak wiadomo, w mojej szkole jeden dzień był bez mundurka, i to był mój najbardziej ulubiony dzień ze wszystkich.



CDN.
__________________________________________________________
Jestem chora, i nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział. Chyba, że zobaczę sporo komentarzy, to może mi się uda coś nowego naskrobać. A tak idę się kurować XD

Rozdział 10.1

Dzień zapowiadał się dość spokojnie, ale to było tylko złudzenie, bo wcale tak nie było. I do tego wszystkiego, wylądowałam w windzie z Setsuną i do tego mam na sobie jego płaszcz … Pewnie nie wiecie o co chodzi, spokojnie, ja wam wszystko powiem jak do tego doszło, tylko muszę się uspokoić.

A zaczęło się dość niewinnie, że tak to ujmę. Była niedziela. Po tym jak się obudziłam i doprowadziłam się do porządku, i ubrałam się.




Zaraz potem zeszłam na dół. Była godzina około 10 rano. Gdy zeszłam do kuchni, zastałam tam gosposię i Kasumi’ego. Setsuny i braci nie było. Kiedy tylko się zjawiłam w kuchni, odezwała się gosposia.

Gosposia: Bracie musieli natychmiast pojechać do swoich wytwórni, bo jakąś sytuację kryzysową mają. I wrócą wieczorem najpóźniej. A tak na marginesie, mogłabyś tego śpiocha obudzić, bo ja już mam dość, że ciągle się spóźnia, i najczęściej nie zjada śniadania, tak jak powinien.

Stawiając talerz z kanapkami, lekko zirytowana.

Nie mając nic specjalnie do roboty, wzięłam pierwszą kanapkę z brzegu i poczłapałam na górę, by obudzić Setsunę, bo przez tego idiotę nigdy nie można zjeść o czasie, bo zawsze ma coś do zrobienia, i nigdy nie wstaje kiedy trzeba.

Kasumi: Jeśli nie chcesz, to mogę pójść i za ciebie obudzić tę śpiącą królewnę.

Odkładając magazyn muzyczny.

Ja: Nie, nie trzeba, pójdę sama, bo i tak miałam zamiar mu wylać kubeł zimnej wody na głowę, by się raczył obudzić.

Stwierdziłam z przekonanie, kończąc kanapkę. I upijając łyk herbaty malinowej.

Kasumi: Jak chcesz, ale jeśli będziesz miała problem, to daj znać.

Biorąc kolejną kanapkę i zanurzając się w lekturze magazynu.

Ja: Oczywiście, jak tylko będę miała kłopot dam znać.

Odwróciłam się na pięcie, i poszłam w stronę schodów. Spokojnym krokiem pokonałam je, wcale się nie śpiesząc, tylko oszczędzając siły na wszelki wypadek.

Gdy je pokonałam nonszalanckim krokiem skręciłam w lewą stronę i ruszyłam w stronę pokoju Setsuny. Zatrzymałam się tuż przy drzwiach z tabliczką z jego imieniem.

Ja: Eh … A może trzeba było poprosić Kasumi’ego … Dobra nie dam się tak łatwo.

Wzięłam głęboki oddech i zapukałam.

Ja: Setsuna! Wstawaj! Gosposia dostaje szewskiej pasji, przez twoje spanie!

Krzyknęłam przez drzwi. Odczekałam chwilę, i nic się nie stało. Zero odpowiedzi. Jeszcze raz zapukałam tak jak poprzednio żadnej reakcji.

To trochę mnie wkurzyło, ale może tak śpi mocno, że nie słyszy. Normalnie nie wchodziłam, nikomu do pokoju bez uprzedniego zapytania. Ale teraz nie miałam innej możliwości, jak wparowanie do jego pokoju bez uprzedzenia.

Bez myślenia nacisnęłam klamkę, spokojnie otworzyłam drzwi do jego pokoju. Z początku nic nie widziałam, bo zasłony były zasłonięte. I było dość ciemni i z lekka upiornie. I na domiar złego, drzwi same się zamknęły za sobą, skrzypiąc upiornie. Lecz nawet i to nie obudziło Setsuny, który spał sobie w najlepsze.

Lekko oburzona, podeszłam do okien, jednym machnięciem odgarnęłam zasłony, i wówczas do pokoju wpadło oślepiające światło słońca, które ma chwilę mnie oślepiło, bo moje oczy zdążyły się przyzwyczaić panujących w pokoju ciemności.

Minęła minuta lub 2 nim moje oczy znów się przystosowały do światła. Wówczas zobaczyłam, że pokój jest dość podobnie umeblowany jak u mnie. To trochę mnie wnerwiło. Ale z drugiej strony trochę rozśmieszyło, bo zobaczyłam śpiącego Setsunę.

Nie rozmyślając nad wystrojem pokoju, podeszłam do łóżka, by ściągnąć z niego Setsunę, i robiąc mu terapię szokową, bo inaczej się nie dało.

Ale gdy się tylko nachyliłam nad nim, Setsu się przekręcił, mrucząc coś nieskładnie. Zaraz potem wyciągnął ręce i przytulił mnie. Wtedy zorientowałam się, że chodziło mu chyba o pluszaka …

Chwila! Co ja pomyślałam, a tak, pluszaka …
Pluszak leżał pod ścianą, musiał go wykopać, jak spał …



Ja: Hey, Setsu! Obudź się! Nie jestem twoim pluszakiem!

Tarmosząc się z śpiącym Setsuną, ale ten w dupę lepszy spał dalej, i nic go nie ruszało. Tylko jeszcze bardziej mnie przytulił do siebie.

Ja: Setsuna! Ty Idioto puszczaj! KYAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Wrzasnęłam nie kontrolowanie w ucho Setsu, który chyba się zaczął budzić, bo trochę nim trzepnęło. Wówczas szybko uwolniłam się z jego objęć, bo twierdząc, że następnym razem to Kasumi będzie go budził, bo ja nigdy więcej tego robić nie będę, to pewne. Bo dopiero teraz zorientowałam się, że szanowny blond loczek sypia nago. Ja pasuje.

Ja: No nie! Gdyby mi powiedziano, o tym to bym ię na takie rzeczy nie zgodziła.

Jęknęłam wkurzona.

Blond loczek jednak przekręcił się na drugi bok, i do komplety lekko się odkrywając, co spowodowało mały zawał z mojej strony.

Ja: To już ponad moje siły i nerwy!

Wyczarowałam kubeł z zimna wodą i chlusnęłam nią prosto w Setsunę, który zleciał z łóżka, głową w dół, a nogami w górę. I jeszcze gorszy widok zobaczyłam do kompletu.

Zamknęłam oczy szybko, by tylko nie widzieć, i cofnęłam się w kierunku drzwi.

A Setsu ewidentnie się obudził.

Setsu: co do jasnej cholery! Od kiedy pluszaki potrafią się drzeć i się ruszają. I co lub kto do cholery mnie oblał zimną wodą …

Zbierając się z podłogi. Dopiero po minucie zorientował się, że ktoś stoi pod drzwiami zakrytymi oczami. I jak się zorientował, że tym kimś byłam ja, szybko złapał szlafrok wiszący na krześle obok łóżka, robiąc się cały czerwony po samym koniuszek długich włosów.

Setsu: O Kami! Katie co ty tu robisz? Możesz już otworzyć oczy, mam szlafrok na sobie.

Nadal czerwony jak nigdy.

Ja: Co ja tu robię? Gosposia kazała mi cię obudzić, to dlatego tu jestem.

Z ironią w głosie, otwierając oczy.

Setsu: Znów zaspałem?

Zdziwiony z lekka.

Ja: Gdybyś nie zaspał, to by mnie tu nie było, jak myślisz. I na litość boską, zakładaj chociaż na dolna partię garderobę, jasne? I ruszaj ten różowy tyłek i złaź na dół.

Odwróciłam się na pięcie i prędkością światła pognałam na dół, niczym formuła 1.

A to dlatego, bo przypomniał mi się wypadek z Kasumi’m, a co za tym idzie zaczęłam myśleć o dość niestosownych rzeczach, o których do tej pory nie myślałam. Ale jednego jestem pewna, Setsuna przebija pod jednym względem Kasumi’ego, co do wielkości, wiadomo czego.

Ja (lecąc): Boże, o czym ja myślę! Weź się dziewczyno opanuj! To nie podobne do ciebie!

Mówiąc do siebie, i nie zwracając uwagi, że Kas właśnie szedł w moich kierunku. I po chwili poczułam, że lądujące na czymś miękkim.

Kasumi: Katie, co ty wyrabiasz?!

Nieźle zdziwiony, bo go znokautowałam.

Ja: Oh, wybacz Kas, nie zauważyłam ciebie.

Wstając z niego, i pomagając mu wstać.

Kasumi: Co ty nie powiesz, leciałaś, niczym w transie, to się nie dziwię, że nawet mnie nie usłyszałaś, jak mówiłem do ciebie.

Kasumi: Setsuna się obudził?

Zmieniając temat.

Ja: Tak, obudził się, po tym jak mu wylałam kubeł zimnej wody na głowę, po tym jak mnie wziął za swojego pluszowego króliczka. I na litość boską, mogłem mnie uprzedzić, że ten idiota sypia nago.

Wkurzona na maksa, i miałam co do tego prawo.

Kasumi: Byłem ciekawy jak zareagujesz, dlatego nic nie mówiłem.

Uśmiechnął się ironicznie.

Ja: Bardzo śmieszne! Nigdy więcej tak nie rób, nie trenuj moich nerwów, jasne!

Waląc go w ramię.

Kasumi: Aua! Dobrze, już nie będę, tylko mnie nie bij!

Zgadzając się ze mną.

Ja: Mam nadzieję, jedna sytuacja stresująca mi już wystarczy.

A tutaj ugryzłam się w język, by nie powiedzieć o tym, że zaczęłam porównywać pewną cześć ich ciał.
I znów zrobiłam się czerwona jak burak.

Aby uniknąć niewygodnych pytań Kas’a, minęłam go i zeszłam na dół do kuchni, by skończyć śniadanie. Zostawiając go na środku korytarza, lekko zdezorientowanego., ale zaraz potem poleciał za mną do kuchni. Ja w tym czasie się uspokoiłam.

Niedługo potem Setsuna, już gotowy i zwarty pojawił się w kuchni. Na jego widok dostałam nerwowego chichotu nie wiedząc czemu, naprawdę. I prawdę mówiąc ten chichot już mnie trochę denerwował, ale nic na to poradzić nie mogłam. Wyglądałam trochę jak psychopatka, z tym śmiechem nerwowym.

Gosposia: Widzę, że humory wam dopisują.

Źle interpretując nasze miny i zachowanie, bo była czymś przejęta.

Gosposia: A tak, bym zapomniała, Matt dzwonił, żeby odebrać strój, który właśnie przyszedł. Tak jak mówił wcześniej.

Ja: Cudownie, Przynajmniej ruszę się z domu. I tak miałam się spotkać z dziewczynami.

Zbierając się, by pójść do siebie, by zabrać swoje rzeczy i wyjść.

Gosposia: A i jeszcze jedno, prosił byś dzisiaj uważała na siebie, i nigdzie się sama się nie włóczyła. I najlepiej byś ze sobą zabrała Setsunę.
Miała poważna minę.

Ja: To ja nawet sama nigdzie bez obstawy wyjść nie mogę?

Oburzona tym co powiedziała gosposia.

Kasumi: Ma rację, ja coś czuje, że coś może się dzisiaj stać, i lepiej będzie, jeśli jedno z nas będzie przy tobie. Ponieważ, jeśli pójdziemy obydwaj, to coś ludzie będą podejrzewać, a tego chcesz uniknąć, prawda?

Zdecydowanym głosem.

Ja: Prawda, nie chcę by nikt się dowiedział, bo wtedy w szkole, Miss Diva, nie da mi żyć.
Jęknęłam przerażona.

Gosposia: no widzisz, to ustalone, Setsuna idzie z tobą i nie ma żadnego ale.

Ja: Ale ja nie mam 6 lat, potrafię o siebie zadbać.

Zaczęłam protestować.

Gosposia: Wiem, wiem, ale dopóki nie przebudzą się wszystkie zdolności, nie możesz ryzykować, dla dobra siebie i twoich bliskich i znajomych.

Co do tego miała w stu procentach rację. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby komukolwiek z mojej winy coś się stało.

Ja: Dobra, tylko zabiorę torebkę i płaszcz, i możemy iść.

Zrezygnowana.

Minęło zaledwie 5 minut, gdy byłam już gotowa i zwarta do wyjścia. A Setsu w tym czasie pochłaniał niczym odkurzacz śniadanie. Zabierając ze sobą narzędzia mordu, jak to gosposia stwierdziła.

Setsu: Katuś, zaczekaj na mnie!

Lecąc za mną na złamanie obcasa.

Ja: Tylko się nie potknij o te długą spódnicę.
Stwierdziłam ironicznie, do Setsu.

Setsu: O to się nie martw, dam radę.

Uśmiechnął się szeroko.

I tak właśnie opuściliśmy dom, by pójść na maraton sklepowy z ubraniami. O którym biedny Setsuna nie wiedział, bo gdybym mu powiedziała, zmieniłby zdanie, to było pewne w stu procentach.
CDN.

Rozdział 10

Tak jak przypuszczałam. Bracia wrócili do domu. Nastała kompletna cisza. Nie wiedziałam co mam robić. Czułam się jak mysz w szklanej pułapce. A Kasumi i Setsuna nie pomagali mi w tym ani o jotę, lecz przeciwnie, jeszcze bardziej mnie denerwowali. Ale na to by ich uspokoić siły już praktycznie nie miałam.

Ręce opadły mi już z bez silności. Takiej pary idiotów, to w życiu nie widziałam. Nie mogłam zrozumieć ich zachowania. Zachowywali się tak, jakby nic ich nie obchodziło. Zupełnie jakbym wyparowała co najmniej.

Tylko wzięłam się pod boki i patrzyłam tępym wzrokiem jak obaj się kłócą zajadle. Byłam tak wyprana z emocji, że patrzyłam na nich jakbym ich nie widziała. Albo byli co najmniej przezroczyści.

Kasumi: To twoja wina! Ty zakichany lalusiu!

Wkurzony już na maksa.

Setsuna: Uważasz, że to moja wina za całą obecną sytuację?

Zrobił się czerwony ze złości, a włosy chodziły niczym małe świdry XD

Kasumi: A żebyś wiedział! Najlepiej będzie jak znikniesz z mojego i Katie widzenia!

Gotowy do bitwy.

Setsuna: W twoich durnych snach!

I tym razem doszło do rękoczynów, bo widać słowna potyczka im nie starczyła.

Jak na razie było mi to obojętne. Do czasu, kiedy nagle usłyszałam, że coś się tłucze. A kiedy się odwróciłam, zobaczyłam, że mój ulubiony wazon na kwiaty poszedł w drobny mak, to dostałam ataku furii.

Zaczęłam głośno oddychać, i złapałam się najbliższej szafki. Kas i Setsu zamarli w połowie walki. Dopiero teraz zorientowali się co zrobili. Próbowałam się uspokoić, ale nie mogłam. To był mój ulubiony wazon. Jak oni śmieli!

Ale niestety nie udało mi się opanować. Tego już było zupełnie za dużo. Miarka się przelała. I to było w stu procentach pewne.

Ja: COŚCIE DO CHOLERY ZROBILI! MÓJ UKOCHANY WAZON! TERAZ TO SIĘ WAM SKURWIELE DOSTANIE! JEŚLI MYŚLICIE, ŻE UJDZIE WAM TO NA SUCHO, TO SIĘ MYLICIE!

Wrzasnęłam pełna furii. Zaciskając pięść, i sięgając po parasolkę, która w moich łapkach zmieniła się w miecz. Do tego miałam taki wyraz twarzy, że lepiej było wziąć nogi za pas. Wzrok bazyliszka, to był zaledwie mały pikuś, przy mojej rządzie krwi.

Ruszyłam na nich niczym rozwścieczony nosorożec, ziejąc po drodze ogniem, niczym smok. Kasumi i Setsuna spojrzeli się na siebie i piskiem.

Kas & Setsu: CHODU!

I obaj z impetem ruszyli do wyjścia. Bo co innego mieli zrobić? To było jedyne rozwiązanie, na ten koszmarny moment. Z trzaskiem otworzyli drzwi do garderoby, i wypadli na korytarz.

A ja zaraz tuż za nimi. A jakby miało być inaczej. W ataku furii chciałam ich obedrzeć ze skóry i jeszcze nie wiem co jeszcze. Taka była wściekła. Wszystko inne bym im wybaczyła, tylko nie mój drogocenny wazon. Przegięli i to bardzo.

W tym czasie bliźniacy, siedzieli sobie spokojnie na dole w salonie. Na szczęście nos Matt’a, nie był złamany. Całe szczęście, bo dopiero by była jazda, gdyby tak było. Nawet nie chcieli o tym myśleć.

Keith: Całe szczęście, że jednak nie masz złamanego nosa.

Popijając herbatę siedząc na kanapie.

Matt: Masz rację, całe szczęście, nawet nie chciałbym myśleć, gdyby tak było. Obłęd.

Upijając łyk herbaty, siedząc na fotelu, nie opodal brata.

Wówczas usłyszeli okropny łomot, jakby się coś stłukło. A zaraz potem krzyk Katuś, wrzeszczącą, że zaraz kogoś pozabija, za coś, ale za co to nie usłyszeli dokładnie. I nim chcieli odstawić swoje herbaty i pójść zobaczyć, co się stało usłyszeli okropny trzask otwieranych drzwi na piętrze, a za tym idzie stłumiony tupot 2 par nóg przez dywan na korytarzu.

A zaraz za nimi tupot jednej pary nóg, niczym jakby szarżował bojowy nosorożec co najmniej.

Keith & Matt: Co do licha?!

Chcieli się podnieść, ale nie zdążyli, ponieważ do pokoju wpadł Setsuna, za nim Kasumi. I mieli miny, jakby ktoś czyhał na ich życie. Z trzaskiem zamknęli drzwi od salonu. I oparli się o nie. Dysząc jakby przebiegli maraton ze dwa razy.

Setsu: Moim zdaniem te drzwi ją nie zatrzymają …

Miał przerażona minę.

Kasumi: Co ty nie powiesz! Mądralo Blond Loczkowa!

Wysyczał przez zęby.

Obaj zaparli się rękami i nogami, by tylko nie wpuścić rozwścieczonej Katuś do salonu. Ale ledwo to zrobili, usłyszeli głos Katus zza drzwi.

Ja: Jeśli myślicie, że te marne drzwi mnie zatrzymają, to się kotki mylicie!

Wtedy nastąpił okropny huk, i drzwi wyleciały z zawiasów, a Setsuna wpadł na Keith, wytrącając mu filiżankę z herbatą. Kasumi wpadł zaś na Matt’a, wylewając na niego gorącą herbatę.

Zaś ja, pięknym kopniakiem wyważyłam drzwi, które przeleciały nad bliźniakami, Setsuna i Kasumi’m. Zatrzymując się na ścianie, zwalając przy tym z niej wszystkie obrazy.

Matt: Aua! Coś ty zrobiłeś idioto!

Wkurzony na maksa.

Keith: Moja herbata, patrz gdzie lecisz!

Oburzony co nie miara.

Kasumi & Setsuna: Przepraszam, ale Katuś wstąpił duch mordercy, i chce nas zabić!

Pisnęli, zbierając się na nogi, bo już tuptałam w ich kierunku.

Ja: WY, PASKUDNE NISZCZYCIELE NIE SWOJEJ WŁASNOŚCI! JAK ŚMIALIŚCIE ZBIĆ MÓJ UKOCHANY WAZON. JAK ŚMIELIŚCIE! ZARAZ POŻAŁUJECIE TEGO CO ZROBILIŚCIE! JAK WAS SKRÓCĘ I POŁOWĘ!

Głosem, który nawet umarłego by wystraszył. A spojrzenie miałam takie, które mówiło same za siebie.

I tak zaczęłam ganiać ich po salonie, przewracając przy tym bliźniaków, którzy lekko, nie wiedzieli co tu się właściwie dzieje. I mieli prawo, bo dopiero co wrócili ze szpitala.

Do kompletu wymachiwałam mieczem, który nagle zmienił się karabin laserowy, a bo coś w ten deseń. I zaczęłam strzelać kierunku.

Ja: POWYSTRZELAM WAS JAK KACZKI I ZROBIĘ Z WAS SITO!

Wrzasnęłam, strzelając praktycznie jak snajper w ich kierunku.

Matt: Nie wiem, co tu się dzieję, ale Katuś chyba się już nie kontroluje tego co robi!

Skacząc, jakby tańczył na lodowisku co najmniej. Po ostrzałem artyleryjskim, ze strony Katuś. Bliźniacy i ta feralna dwójka, uciekali, by się gdzieś schować, bo jeśli tu zostaną, to ich powystrzela to pewne.

Odprawiając taniec świętego wita, z jazdą na lodzie, uciekając jak mogli najszybciej prze de mną. Całe szczęście, że gosposia wyszła po zakupy, bo inaczej, kiepsko to by było. Naprawdę.

Matt (uciekając, i robiąc skok do góry): Coście jej zrobili, że ja taki szał opętał?

Kasumi: Chyba stłukliśmy jej ulubiony wazon, tak sądzę …

Robiąc skok w bok przed kulą.

Keith: W mordę, Hime, na serio chce nas wszystkich zabić!

Cała czwórka pędem wpadła do piwnicy. Robiąc po drodze gwiazdę i inne ćwiczenia gimnastyczne w połączeniu choreografią dla czirliderek o.O Tylko pomijając pompony.

Matt: Coś ty powiedział?!

Będąc w nie małym szoku.

Setsuna: Powiedział, że stłukliśmy przypadkiem jej ulubiony wazon.

Przekąsem w głosie.

Kiedy barykado wywali się w piwnicy. Bo to było jak sądzili jedyne miejsce, gdzie możliwe uda im się przeżyć, do czasu, kiedy Katuś przestanie się wściekać.

Przestawiając po drodze wszystkie sprzęty, by móc się jakoś ochronić. W końcu znaleźli jakąś klapę w podłodze, której wcześniej nie widzieli, bo nie było jej na planie domu. A byli tego pewni, ale nie w stu procentach.

Keith: Szybko, nim odkryje, że tu jesteśmy!

Szepnął do reszty. Otwierając klapę w podłodze. I cała czwórka wskoczyła do środka. I Keith zamknął klapę za sobą.

Setsuna: A jeśli nas tu znajdzie! To nas ubije, jak matkę kocham!

Pisnął przerażony.

Kasumi: Zamknij, te przebrzydłą jadaczkę, bo na serio nas znajdzie, przez twoje jęki!

Sycząc mu nad uchem.

Setsuna: Ale ja się boję!

I dalej jęczał.

Kasumi: W mordę! Facet jesteś, czy kurczak!

Zatykając usta Setsunie.

Setsuna coś niewyraźnie wymamrotał, ale nic nie dało się z tego wywnioskować, bo Kasumi skutecznie go zatkał.

Kasumi: I od kiedy Katuś ma pozwolenie na broń palną?

Zdziwiony, cicho.

Matt: A o to oto nas nie pytaj, bo nie wiemy, na serio.

Keith: Prawda, o tym nie wiedzieliśmy, że potrafi posługiwać się bronią palną.

Również zdziwieni.

Niedługo po tym usłyszeli skrzypienie podłogi, i czerwone światło lasera, który namierzała ich wcześniej Katuś. Zamarli, praktycznie ani drgnąc. Twierdzili, że to trwało całe wieki. A nie kilka minut, jak sądzili.

W tym czasie, Katuś zeszła już do piwnicy. Spokojnym krokiem przemierzała ją, jakby wiedzie działa, gdzie ich szukać, ale pewna tego w cale nie była.

Ja (do siebie, cicho): Gdzie ich wcięło? Nie mogli tak po prosty wyparować. Ani tym bardziej się teleportować, wyczułabym to. Skubańce jedne, tylko ja was dopadnę …

Dalej przeszukując każdy zakamarek piwnicy. Wówczas weszłam na klapę, której nie zauważyłam, bo była niewidoczna, dla tych co nie wiedzieli o jej istnieniu. A takim byłam ja.

Nagle poczułam, że podłoga pode mną się ugina, nie wiedzieć czemu. To było naprawdę dziwne, bo przed chwilą tego uczucia nie miałam.

Ja(w myśli): Co do cholery! To przecież nie są ruchome piaski! Nie jestem na pustyni, ani w dżungli, co jest?

Ledwo o tym pomyślałam, poczułam, żę podłoga się zarywa pode mną i poczułam, że lecę.

Ja: KYAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Podłoga pode mną się zapadła z wielkim hukiem i oparach tynku i i kurzu spadłam z łomotem na coś miękkiego, ciepłego, i oddychającego.

Chwila, co ja pomyślałam? A, tak, oddychającym. ŻE CO?!

Z trwogą otworzyłam oczy, i zorientowałam się, że znokautowałam moich braci, Setsune i Kasumiego, bo wylądowałam na nich.

Teraz dopiero zorientowałam się o co chodzi.

Kasumi(dysząc): Jezu! Podłoga się zapadła, wszyscy cali?

Nie orientując się, ponieważ leżały na ich belki i innie rzeczy.

Matt: Bywało gorzej, ale jestem cały.

Próbując się wydostać.

Keith: Co ty nie powiesz?

Z sarkazmem w głosie.

Setsuna: Cieszcie się, że nie spadła na nas jedna z tych ciężkich szaf, które widzieliśmy po drodze.

Tarmosząc się z deskami od podłogi i odłamkami betonu, której teraz już nie było.

Ja: Co do diabła było?!

Na cały głos, skołowana.

Wtedy rumor pode mną ucichł.

Ja: Dziwne, byłam pewna, że coś pode mną się rusza, albo to moja wyobraźnia płata mi figla. Ale może lepiej się upewnię.

Próbując podnieść się na nogi, i zamieniając karabin powrotem w parasolkę. Złość na Kasumiego i Setsunę, zniknął. W sumie zapomniałam, że ten wazon był magiczny, i sam się naprawiał za każdym razem, gdy się go stłukło niechcący. To żeś ja głupia, że o tym zapomniałam, ale widać taka już moja natura, najpierw fiksuję, potem dopiero myślę, a nie na odwrót.

Gdy odwróciłam się, zobaczyłam kawałek tunelu, ale był zastawiony gruzem i deskami, przez które tutaj spadłam. Mój wewnętrzny sensor, podpowiedział mi, że moi bracia, i dwóch idiotów, tuż jest pode mną. Musieli się ukryć się tu przede mną, kiedy byłam w napadzie furii, a potem spadłam na nich, bo podłoga się załamała, nie wiedząc czemu.

Ja: Cholera! Tego to ja już im nie życzyłam!

I zaczęłam odgarniać gruz, by ich wydostać. Po jakiś kilku minutach udało mi się do nich dokopać.
I z uśmiechem niczym „Kot z Alicji” powiedziałam do nich.

Ja: Heyo! Nic wam nie jest kochani? Ale była jazda!

Tamtych kompletnie zatkało, widząc mój łepek w zrobionej dziurze między gruzem. I nie wiedzieli co mają powiedzieć.

Po chwili.

Ja: Chłopaki, przesuńcie się, bo chcę do was przeleźć!

Wczołgując się przez otwór, który sama zrobiłam. A kiedy myślałam, że się zaklinowałam.

Ja: Hey, proszę, bądźcie tacy mili i pomóżcie mi się wydostać, bo się chyba niczym Kubuś Puchatek w norze Królika się zaklinowałam.

Wierzgając nóżkami z tyłu. I próbując się przecisnąć.

Cała czwórka zrobiła oczy niczym talerze obiadowe na mój widok, i się dalej nie ruszyli.

Ja: No, ile mam jeszcze czekać? Spetryfikowało was czy co? Nie gniewam się za ten wazon, zapomniałam powiedzieć, że on się sam naprawia, bo jest magiczny. Więc nie ma żadnego problemu. Tylko byłam tak zła, że o tym zapomniałam. I przepraszam, że chciałam wam powystrzelać, ale możecie być pewni, że nic wam by nie było, tylko byście dostali ataku śmiechu i nic więcej.

Próbując im wytłumaczyć, by jej pomogli się wydostać.

Keith & Matt: Doprawdy? A myśleliśmy, że na serio, chcesz nas zabić.

Wkurzeni, i mieli do tego prawo, choć chwilę temu przeszli minuty grozy.

Ja: Tak, na serio, nie kłamię!

Błagalnym wzrokiem spojrzałam się na nich.

Setsuna: I obiecujesz, że nigdy więcej takich numerów nie wykręcisz?

Nadal nie wierząc.

Ja: Tak, obiecuję, już nigdy więcej takich numerów nie zrobię.

Lekko dysząc, z wysiłku.

Kasumi: Niech ci będzie.

CDN.

Rozdział 9

Myślałam, że pojawienie się Kasumi’ego, to wyczerpało już limit, który moje nerwy dawały radę wytrzymać. Stwierdziłam, to co mnie nie dobije, to mnie wzmocni. Tylko tak mogłam do siebie przemówić. Pojawienie się jego i tak już komplikowało wiele rzeczy.

Ale to nie był koniec koszmaru, jak przypuszczałam obecnie. Najnowszy koszmar dopiero miałam poznać.
Tępo patrząc przez okno. I stojąc nieruchomo. To wszystko wydawało mi się dość podejrzane, i miała prawo, być nieufna.

Kasumi: Wiem, że nie jesteś zadowolona, będzie co będzie. Nie pozwolę by ktokolwiek cię skrzywdził. Tego jednego możesz już teraz być pewna.

Stojąc za mną, bezradnie. Widząc, że walczę ze sobą. I wcale nie jest mi to na rękę.

Ja: Ty nic nie rozumiesz … Nie masz pojęcia co ja czuję, i co myślę o tym wszystkim!

Odwracając się nagle.

Kasumi: Rozumiem doskonale, nie musisz wrzeszczeć! Przecież stwierdziłaś, że masz dość wrzeszczenia na jakiś czas.

Stwierdził, spokojnym głosem.

Ja: Skąd, ty o tym wiesz?

Zdziwiona.

Ja: Przecież nic nie mówiłam, a przynajmniej nie przy braciach …

Zdezorientowana.

Kasumi: Widać, nikt ci nie powiedział, że już ktoś cię pilnuje, ale z cienia.

Chichocząc mimo woli.

Ja: ŻE CO?!

Teraz to już huknęłam niczym grom o.O Kasumi zatkał uszy, i lekko nim zarzuciło, bo praktycznie wrzasnęłam mu do uszu, bo stała przed nim.

Kasumi: Aua! Moje uszy!

Zupełnie nie słysząc przez kilka minut.

Ja: No nie! Najpierw Matt, a teraz Kas. Jestem sadystką!

Załamując ręce.

Ale to co powiedział Kasumi, dobiło mnie zupełnie. Ale z drugiej strony parę rzeczy już się zaczynało wyjaśniać.

Ja: wiesz co, Kas, ja pójdę do pokoju obok, się ubrać, a ty tutaj poczekaj.

Przechodząc koło Kasumi’ego.

Kas: Nie ma sprawy, poczekam.

Siadając znów na krześle, uważając by nie pognieść sobie spódnicy.

Minęłam go, bez słowa. Wyszłam z pokoju, i ruszyłam do pokoju obok.

Poszłam do swojej garderoby. Światło było zgaszone, jak weszłam. Cicho weszłam do środka, zamknęłam za sobą drzwi i po ciemku wymacałam kontakt i zapaliłam światło.

Wszystko było na swoim miejscu, nic podejrzanego nie widziałam. Spokojnym krokiem podeszłam do jednej z szaf, i ją otworzyłam. Stałam tak 45 minut, nie mogąc się zdecydować, co na siebie włożyć.

W końcu jednak zdecydowałam co na siebie włożyć. Wzięłam ciuchy i poszłam ściągać mój kochany dres.

Minęło kolejne 45 minut, i byłam gotowa.





Gdy tylko wpinałam drugą czarną różę we włosy, usłyszałam, że coś się przewraca, za kotarą, przy oknie.

Ja: Co do jasnej Anielki!

Lekko wkurzona, bo źle wpięłam różę. Gdy ją poprawiłam, ruszyłam w kierunku, którego usłyszałam łomot. Wówczas zobaczyłam czarny jak smoła cień, który szybko uskoczył w kierunku najciemniejszego miejsca w garderobie.

Tego mi jeszcze brakowało, żeby moja garderoba była nawiedzona.

Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać, i czym bardziej wrzeszczeć. Postanowiłam jednak nie krzyczeć, i wzięłam sprawę w swoje ręce.

Stwierdziłam, że i już za dużo polegam na innych ludziach, a najmniej na samej sobie. Zebrałam całą swoją odwagę, i przy okazji wzięłam jedną z moich parasolek, jako broń bitewną, na wszelki wypadek.

Biorąc ją, zaczęłam się skradać w tym kierunku. Wyglądało to dość komicznie, bo kto przy zdrowych zmysłach by się skradał po własnej garderobie niczym włamywacz, albo inny idiota?

Ale o tym już nie myślałam, bo to nie było priorytetem na ten moment. Kiedy się zbliżyłam, zobaczyłam znów ruch czarnego cienia. Nie myśląc za długo, skoczyłam w jego kierunku.

Myślałam, że upadnę na podłogę, ale zamiast paść na podłogę, poczułam, że upadłam na czymś miękkim, ciepłym, i oddychającym do kompletu.

Chwila moment … Pomyślałam ODDYCHAJĄCY!?

Ze zgrozą, powoli zaczęłam otwierać oczy. Nie chciałam tego robić, ale nie miałam innego wyjścia, bo jak miałabym się dowiedzieć co to jest?

To, co ujrzałam zszokowało mnie jeszcze bardziej. I oczy zrobiłam jak talerze obiadowe, i mowę odjęło mi na minutę jak nie więcej.




Przed sobą i to kompletnie z bliska, bo leżałam na nim, zobaczyłam, burzę blond loków, cudownie błękitnych niczym niebo parę oczu, okraszonych rzęsami i o cudnie kuszących ustach, nie wspominając. Nie mówiąc o makijażu.

Facet był lekka zszokowany, bo nie przypuszczał, że go złapię.

Zaraz potem, z piskiem sturlałam się z niego, i wylądowałam jak kot, pod szafą, trzymając parasolkę niczym miecz.

Cichym głosem.

Ja: Kim ty jesteś, i co tu robisz!

Wysyczałam przez zęby gotowa do bitwy.

Wtedy usłyszałam jego nieziemski głos.

Setsuna: Najpierw się na mnie rzucasz. Potem mnie całujesz, a teraz się pytasz, kim jestem? Ciekawa metoda, nie ma co.

Podnosząc się. I podchodząc do mnie.

Ja za to w myśli pomyślałam: Cholera, czy on przypadkiem nie jest w klubie z Kasumi’m, bo ciuchy dość, podobne. I widać jak na dłoni, że to pieprzony crossdresser …

Ja: Nie zbliżaj się do mnie, ty paskudna zmoro!

Wyciągając przed siebie parasolkę niczym lance.

Setsuna: Przestań, nic ci nie zrobię, gdybym chciał, już dawno bym ci coś zrobił, ale miałem cię pilnować tak, abyś o tym nie wiedziała, ale durny Kas ci o tym powiedział. Porachuję się z nim później.

Kucając przy mnie, i zabierając mi parasolkę z rąk.

Setsuna: To ci nie będzie potrzebne, uwierz mi. A tak poza tym jestem Setsuna.

Przedstawiając się.

Ja: Miło mi, ale teraz to oby dwóm dokopię, jak tylko bracia wrócą do domu.

Nie byłam przekonana, co do niego.

Setsuna: To raczej Kasumi’emu dokopią, bo o mnie wiedzą, ale mieli nic tobie nie mówić.

Uśmiechnął się, i mi się nogi ugięły z wrażenia.
Ja: Ty pięknisiu, nie zbliżaj się do mnie!

Odsuwając się, a on się przysuwał.

Zaraz potem Setsuna padł jak długi, a za nim stał Kasumi, z najnowszym wydaniem Gothic & Lolita Bible, którym mu w głowę przywalił.

Kasumi: Przepraszam, że użyłem twojego magazynu, ale nic ciężkiego nie miałem obecnie pod ręką. Wszedłem w odpowiednim momencie, bo inaczej ten pieprzony flirciarz, jeszcze by coś ci zrobił. Nie wierzę, że jego też ojciec zatrudnił.

Pomagając mi wstać.

Ja: Co ty nie powiesz?

Z ironią w głosie.

Ja: I czemuś ty mi nic nie powiedział, do jasnej cholery! I odłóż mój magazyn, tam, gdzie go wziąłeś!

Bardziej przejęłam się magazynem, a nie tym, że jakiś przystojniak chciał się do mnie dobrać. To już zaczynało być dziwne o.O

Kasumi: Dobrze, już dobrze, odkładam …

Nie dokończył, bo nagle nad sobą, zobaczył burze blond loków.

Kasumi: Cholera! Blond loczek się wkurzył.
Ze śmiechem w oczach.

Setsuna: Ja ci dam „Blond Loczek”, a zobaczysz rudego!

I zaczął ścigać Kasumi’ego po mojej garderobie. I do kompletu jak na złość obaj mieli platformy i obcasy.

Styk, stuk, tyle co słyszałam, bo tak szybko biegali, że tylko smugę czarno-srebrną widziałam.
Po jakiś 20 minutach dostałam szewskiej pasji, bo kto by to wytrzymał.

Ja: USPOKÓJCIE SIĘ DO JASNEJ CHOLERY, BO MNIE ZARAZ SZLAG TRAFI! ILE DO DIABŁA MACIE LAT BY TAK SIĘ GANIAĆ JAK MAŁE DZIECI!

Łapiąc ich obydwu w locie za frak, co spowodowało, że obaj na siebie wpadli, całując się przez przypadek.

Kasumi & Setsuna: Ohyda!

I zaczęli się wycierać.

Ja: No wreszcie spokój.

Puszczając ich na podłogę.

W momencie, gdy to mówiłam, usłyszałam dzwonek do drzwi, i głos gosposi.

Gosposia: Już idę!

Ja : O nie! Wrócili!

I spojrzałam się ze zgrozą na Kasumi’ego i Setsunę.

Ja: Teraz to się dopiero zacznie, nie ma co!

Kasumi & Setsuna: Co ty nie powiesz, my sweet darling!

CDN.

Rozdział 8

W końcu nie wiedziałam co się właściwie dzieje. I skąd ten głos dobiegał. Wokół mnie zrobiło czarno, nie widziałam ani moich przyjaciółek, ani braci. Za to czułam jak ktoś mną ostro potrząsa. Straciłam przytomność, tak sądziłam, ale było zupełnie inaczej niż myślałam.

Otóż właśnie się ocknęłam. Z impetem usiadłam na materacu. Nokautując Michiyo, która próbowała mnie obudzić. I nie tylko mnie, jak się potem zorientowałam.

Zobaczyłam też gosposię, która miała przerażoną minę, jakby zobaczyła co najmniej ducha. Postanowiłam wreszcie się odezwać.

Ja: Co tu się właściwie dzieje? Gdzie ja jestem?
Lekko skołowana. Sadowiąc się lepiej.

Michiyo: Oh, wreszcie, już myślałam, że się nie obudzisz!

Uradowana widząc, że się obudziłam.

Ja: Jak to się obudzić? Nie rozumiem.

Teraz to już na pewno nie kumałam o co chodzi. Jeszcze chwilę temu byłam w jakimś ohydnym zamczysku, a tu nagle jestem w salonie w swoim domu. I Michiyo mi mówi, że się dopiero co obudziłam.

To już naprawdę nie trzymało się całości.

Ja: A gdzie są moje przyjaciółki? A gdzie bracia?

Zaczęłam energicznie rozglądać się po salonie. I wcale nie widziałam swoich przyjaciółek, i to zaczęło mnie denerwować jeszcze bardziej, niż na to wyglądałam.

Michiyo: Jakie przyjaciółki? Nikogo, poza tobą, i twoimi braćmi nie było więcej w domu.

Widząc, że coś mi nie pasuje.

Ja: Ale przecież miałam się dzisiaj spotkać z Akane, Misą i Yukari, w sprawie projektu na zajęcia z fotografii …

Dalej drążyłam temat.

Michiyo: A, to dopiero jutro masz spotkanie. Dzisiaj jest sobota. Jakieś 2 godziny po tym jak wasza 3 była już w domu. Nagle w domu zrobiło się ciemno. Gosposia wyszła na chwilę bo zapomniała czegoś do obiadu, i kiedy wróciła, leżeliście na podłodze jak spetryfikowani co najmniej. Nie wiedząc co ma robić, wybrała pierwszy numer na chybił trafił. Dlatego tu jestem.

Tłumacząc co się dzieje.

Dopiero teraz zorientowałam się, że mam opatrunek na palcu. I to się stało niedługo po tym jak sobie, uroczo go prawie odcięłam. Ale nadal nie kumałam, co, jak i w jakim celu to się stało. I do kompletu, czemu to było aż tak realistyczne, i co to miało dać?

Ja: Jak to dopiero jutro?! Co do jasnej Anielki?!

Wrzasnęłam niekontrolowanie, w połączeniu z wybuchem niekontrolowanej złości. Bo jak by nie patrzeć, to wszystko wyglądało tak, jakbym to sobie wszystko w cholerę wymyśliła, co najmniej.

Michiyo: A co myślałaś, że dzisiaj?

Zdziwiona moim iście dziwnym zachowaniem. I nie wiedząc co ma w sumie powiedzieć.

Ja: Tak, właśnie mówię, że to miało być dzisiaj. Dlatego też nie rozumiem, co tu się właściwie dzieje …

Miałam już dość tej całej sytuacji. Ale co na to poradzić? Sama już nie wie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć.

Michiyo: Moim zdaniem, albo wasz ojciec próbował was sprawdzić, albo na serio wróg chciał was zabić we śnie … Ale po tym co mówiłaś, robi jeszcze bardziej się dziwnie … Sama już nie wiem, co o tym myśleć.

Pomogła mi wstać z futon’u rozłożonego na podłodze.

Ja: Ja też chciałabym się dowiedzieć, o co tym wszystkim chodzi. Ale widać jak na razie nie będzie nam to dane. Ten sen był za bardzo realistyczny. Jeszcze do tej pory czuję drgawki po wylądowaniu materacu usytuowanym na ścianie…

Lekko kręciło mi się w głowie, i nogi mi drżały, ale zaraz wszystko się uspokoiło. Lecz to wszystko jakoś mi nie przeszkadzało. Ważniejsze było to, by dowiedzieć się kto za tym wszystkim stoi i czego od nas chciał.

Jednakże jak na razie się tego nie dowiem. Było już grubo po 23. Stwierdziłam, że nie ma sensu dalej się wkurzać. I tak tego nikt nie zmieni. Co ma być to miało być.

Ja: No cóż, albo ktoś z nas zrobił balona, albo już sama nie wiem …

Powoli idąc do kuchni, gdzie siedzieli Matt i Keith. A gosposia podała talerz z kanapkami.
Michiyo: Sama bym chciała wiedzieć, ale jak się czegoś dowiem, to ci powiem.

Widząc, że już nic mi nie jest.

Ja: Mam taką cichą nadzieję, bo to już wcale śmieszne nie było. Byłam pewna, że to coś chciało nas zabić, i do tego zostały wciśnięte to moje przyjaciółki, które nie powinny brać w tym udziału.

Siadając na wolnym krześle i biorąc, kanapkę z talerza.

Michiyo: Rzeczywiście, coś tu jednak jest naprawdę nie tak.

Keith: Co ty nie powiesz, Michiyo.

Matt: Wolałabyś się nie szwędać po tak ohydnym zamku jak nam się to trafiło.

Między jedzeniem kanapek.

Gosposia: Ale jedno jest pewne, nic jak na razie wam się nie stało, i za to trzeba podziękować bogu.

Zabierając swoje rzeczy.

Niedługo potem Michiyo i gosposia, opuściły dom, zostawiając naszą 3 samych. Coś przeczuwałam, że to dopiero początek ekstra atrakcji jakie nas jeszcze czekały. Ale o tym już wolałam nie myśleć jak na razie, bo dostawałam od tego bólu głowy.

Ja: Dziękuję, za jedzenie, idę teraz do siebie.

Kończąc ostatnią kanapkę, wypijając ostatni łyk herbaty. Odsunęłam się, i wstałam od stołu. Przysunęłam krzesło do stołu.

Matt & Keith: Miłej nocy!

Kiedy wychodziłam z kuchni.

Ja: Wam też to życzę.

Odpowiadając, znikając na górze. Po wzięciu prysznicu, i założeniu ulubionej piżamki, wskoczyłam do łóżka.




Tym razem wzięłam w wersji czarnej z różowymi wykończeniami i kokardkami.

Niedługo potem znów zasnęłam, głębokim snem.

Minęło kilkanaście godzin. Obudziłam się cała rozpromieniona i wyspana. Jeszcze przez chwilę nie myślałam, o wczorajszym dniu.

Wstałam jakby nigdy nic. Jeszcze nie do końca obudzona, podreptałam do łazienki. Jak gdyby nigdy nic, bo to była moja łazienka, weszłam sobie do środka.

Wzięłam prysznic i przebrałam się w szarą wersję kompletu.




Wyszłam z łazienki, wróciłam do swojego pokoju, ale po 15 minutach stwierdziłam, że zapomniałam opaski na włosy, więc wróciłam się z powrotem.

Wówczas, to co zobaczyłam, obudziło mnie już kompletnie. Przez pierwszą sekundę myślałam, że mam omamy wzrokowe, ale po tejże sekundzie stwierdziłam, że jednak ich nie mam.

Z początku osoba, którą zobaczyłam nie widziała mnie, bo stała tyłem, i dziękuje za to.

Z tego co wywnioskowałam, miała długie brązowo-rudo-czerwone włosy. I była zupełnie naga.

Będąc w kompletnym szoku, nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Bo co miałam zrobić, miałam tylko dwie opcje: "Wrzasnąć, lub siedzieć cicho, dopóki ta osoba się nie zorientuje". Wybrałam to drugie, bo i tak już miałam dość wrzeszczenia na jakiś czas.

Wtedy ta osoba, odwróciła się w moją stronę, bo sięgała po ręcznik, który wisiał nieopodal mnie, jak na złość.

Nie zdążyłam wziąć tego ręcznika, bo wtedy zobaczyłam to, czego zobaczyć nie powinnam. Kiedy spojrzałam się w to miejsce, potem tego żałowałam, i stwierdziłam, że będę mieć uraz do końca życia.

Bo ta osoba okazał się facet, a nie tak jak myślałam na początku, że to kobieta ...

I zapanowała niezręczna cisza. Kiedy mnie zobaczył, że go widzę nago, najpierw go spetryfikowało, a zaraz potem pisnął i się zakrył.

Ja: to raczej, ja powinnam piszczeć nie ty, kotku.

Z ironią w głosie, na widok jego zachowania. Podając mu ręcznik.

Ostrożnie wziął ode mnie ręcznik, i się po czubek nosa nim zakrył. Nie wiem jak to zrobił, ale teraz na jego widok dostałam ataku śmiechu.

Kasumi: Nie widziałaś?

Pytając z nadzieją w głosie.

Ja: Wybacz, ale muszę zaprzeczyć, bo właśnie widziałam. Ale jest dopiero przed 9 rano, a wiem, że moi bracia wstają po 9 i nie chcę im zrobić zawału, jak zacznę wrzeszczeć, jakby mnie obdzierano ze skóry. Jestem im to winna po wczorajszym dniu.

Widząc, że się robi jeszcze bardziej czerwony, niż wcześniej. Ale nim się zorientowałam, było już kompletnie za późno.

Kasumi: K-Katuś?!

Robiąc wielgachne oczy niczym spodki.

Ja: Tak, to ja, ale o co chodzi ...

Nie dał mi dokończyć, bo rzucił się na mnie.

Kasumi: JAK JA SIĘ STĘSKNIŁEM! MOJA NAJDROŻSZA!

I pięknym stylem z łomotem otwierając drzwi od łazienki, wylądowałam na chodniczku, w korytarzu.

Ja: CO DO JASNEJ CHOLERY!

Będąc przygnieciona przez niego.

Ja: Nie wiem, o co ci chodzi. I złaź ze mnie, ty zboczeńcu!

Zrzucając go niczym "Usagi w jednym z odcinków Seiyę" z anime "Sailor Moon Stars".

Ten siadł na środku, i się rozpłakał.

Teraz to już opadły mi ręce. Co to za idiota, i co tu właściwie robi. I czemu uważa, że ja go znam ...

Dopiero po kilku minutach przypomniałam sobie.

Ja: O KAMI-SAMA! Kasumi?

Teraz to już nie wiedziałam co mam zrobić.

Ja: Do licha! Nie poznałam cię! Matko!

Próbując go jakoś pocieszyć. Kiedy to robiłam, usłyszałam tupot 2 par nóg.

Ja: O cholera! Bracia! Przestań wyć, tylko rusz tym swoim sexy tyłkiem i chodź za mną, jeśli nie chcesz dostać łomotu.

Kasumi: A czemu to?

Nadal zapłakany.

Ja: W mordę! Pomyśl!

Łapiąc go za frak, ale uważając, by nie ściągnąć z niego ręcznika. Pędem zabrałam go do swojego pokoju. I kiedy bracia postawili nogi na drugim piętrze, jak z trzaskiem zamknęłam drzwi od swojego pokoju.

Sadowiąc go na krześle, powiedziałam.

Ja: A ty się z stąd nie ruszaj, dopóki nie przyniosę twojej garderoby z mojej łazienki, jasne?

Mocno akcentując ostatnie słowo. Kasumi grzecznie nie ruszył się z krzesła. Tylko pokiwał głową na to, że rozumie.

Ja niczym filip z konopi wyskoczyłam z pokoju, przywalając Matt'owi drzwiami prosto w twarz.

Matt: Aua! Mój nos!

Łapiąc się za nos.

Ja: Oh! Wybacz, bracie, nie wiedziałam, że stoisz za drzwiami.

Widząc, że nie jest zadowolony.

Matt (mówiąc przez nos): Mam nadzieję, że nie jest złamany.

Keith: Teraz to już przeszłaś samą siebie.

Ja: Wcale, że nie, to Matt'a wina, że stał pod drzwiami. Przecież wam mówiłam, żebyście nie stali pod nimi, bo możecie oberwać? I co? Jeden z was już się doigrał.

Lekko wkurzona.

Ja: Keith, zabierz brata do szpitala, niech sprawdzą, czy nie ma go złamanego.

Zamykając drzwi od pokoju i zmierzając do łazienki.
A raczej biegnąc do łazienki, by jeszcze sobie nie czegoś nie ubzdurali.

Wpadłam z impetem do łazienki, zabrałam opaskę i wzięłam ciuchy Kasumi'ego, i pędem poleciałam do pokoju.

Po braciach, ani śladu. Za to potem na komórce widniał sm's od Keith'a, że zabiera Matt'a do szpitala, i jak się czegoś dowiedzą, dadzą znać.

Odetchnęłam z ulgą, ale z drugiej strony, żal mi było, że ich tak potraktowałam, ale kto by wiedział. Ale jednak było mi to na rękę, bo jakoś nic nie wiedzieli o Kasumi'm.

Wchodząc do pokoju. Kasumi nadal grzecznie siedział na krześle, jak mu kazałam.

Ja: Proszę, o to twoje rzeczy. A tam w rogu jest parawan, idź się i ubierz za nim.

Wskazując na parawan w rogu pokoju.

Kasumi: Jak chcesz, myślałem, że jednak nie będę musiał.

Ja: Czyś ty oszalał?! Nie jesteśmy już dziećmi, ani tym bardziej parą, bym cię chciała nago oglądać.

Oburzona zachowaniem jego.

Kasumi: Oj, dobrze, już dobrze, niech ci będzie, ale jednak dasz mi szansę?

Wystawiając łepek zza parawanu.

Ja: Hm... Po żyjemy, zobaczymy, teraz na pewno tego ci nie powiem.

Jedno było pewne, wiedziałam, że coś się dzisiaj zdarzy, ale, że tą niespodzianką będzie moja dawna miłość, tego to się nie spodziewałam. Dodając, że on nic o tym nie wie, i byłam wściekła, bo uczucie, znów wróciło, i tym razem nie uda mi się tego zatuszować. Tak jak mi się to udawało wcześniej.

Kasumi (zza parawanu): Em... Twoi bracia nie widzą, że tu jestem.

Lekko przerażony.

Ja: Nie mów mi, że to ty jesteś tą osoba, którą ojciec przysłał, by mnie chronić?

Tego to się nie spodziewałam.

Kasumi(ubrany już): Tak, zgadłaś, stwierdził, że ja będę najbardziej odpowiedni, ze wszystkich kandydatów.

Wychodząc zza parawanu.

Ja: A to z jakiej racji?

Wkurzona.

Kasumi: Michiyo, rozgryzła twoją słabość ...

Miał uśmiech od ucha do ucha, niczym kot z Alicji.

Zamarłam w szoku.

Ja: No nie!

I zrobiłam się czerwona jak cegła.

Chciałam uciec, ale mnie złapał.

Kasumi: Oj, właśnie, że tak, moja najdroższa.

Obejmując mnie od tyłu. A mnie się nogi zupełnie zrobiły jak z waty.

Ja: Kas, puść mnie, proszę cię ...

Próbując się wydostać z jego objęć.

Kasumi: Czemu, ty zawsze mnie odpychasz!

Wnerwiony, po tym jak się wyrwałam.

Ja: Bo nie jestem pewna, co do ciebie głupku czuję!

Wrzasnęłam niekontrolowanie. I po chwili żałowałam tego co powiedziałam.

Kasumi: Miałem nadzieję, że to powiesz, ale pomijając, nazwanie mnie głupkiem.

Wnerwiony na śmiesznie.

Ale widziałam w jego oczach, że jednak moje kumpele miały rację, a ja po prostu byłam czystą idiotką, nie widząc, że go swoim zachowaniem i słowami ranię.

Ja: Przepraszam za to co wszystko co ci zrobiłam, byłam idiotką, ale muszę to wszystko przemyśleć na spokojnie, nim podejmę decyzję.

Patrząc mu w oczy.

Kasumi: Wytrzymałem tyle czasu, to i mogę jeszcze parę dni wytrzymać, jeśli jak dobrze myślę, będzie warto ...

Zrezygnowany, ale nie poddając się złym myślom.

Ja: Ja też tak sądzę, ale z drugiej strony, nie wiem jak moi bracia zareagują, jak cie tutaj zobaczą. Nasze sercowe rozterki to nic, w porównaniu z furią braci.

Teraz to miałam zgrozę w oczach.

Kasumi: Nie bój żaby, będzie dobrze ...

Próbując poprawić mi humor.

Ja: Oby tylko miał rację ...

CDN.